- Kim dla Pana była Anna German?
- Była dla mnie aniołem. Zmieniła moje życie o 180 stopni. Przekonywała mnie swoją szczerością. To co śpiewała, było tak prawdziwe... śpiewała od serca dla serc. Miałem zaszczyt znać ją osobiście. Uważałem ją za przyjaciółkę. Minęło 31 lat od jej śmierci, a ja ciągle jestem niepogodzony z jej odejściem
- Co w niej było magicznego?
- Anna była wyjątkowym człowiekiem. Ten, kto znalazł się w jej obecności czuł się lepszym człowiekiem. Do niej szło się w nagrodę. Była damą zarówno na scenie jak i w życiu prywatnym. Nie spotkałem w całym swoim życiu żadnej osoby podobnej do niej. Jeśli ktoś jest wrażliwy, nie może być obojętny na jej twórczość.
- Rosyjski serial „Anna German” wywołał falę ponownego zainteresowania artystką...
- Przede wszystkim czas, w którym emitowany jest serial o Annie jest dla mnie czasem szczególnym. Ten szum medialny, jaki powstał wokół jej osoby nie ułatwia mi życia, bo emocjonalnie przeżywam to wciąż na nowo. A jednocześnie cieszę się, że Anna German dzięki temu serialowi na nowo odżyła w ludzkiej pamięci. Dwa lata temu, z okazji zbliżającej się 75 rocznicy jej urodzin próbowałem zorganizować cokolwiek, by uczcić tę rocznicę. Właściwie nie było odzewu. Anna nie była w modzie. Trzeba było serialu, by twórczość tej wielkiej artystki została na nowo doceniona.