W liceum zacząłem zarabiać pierwsze pieniądze. W kościele zgrałem "Ave Maria", a organista odpalił mi tyle, że zarobiłem miesięczną pensję ojca. W drugiej klasie do szkoły przyszedł Marek Grechuta i powiedział, że mają studencki kabaret i szukają skrzypka. Oczywiście, że się natychmiast zgodziłem. Podczas jednego z koncertów zobaczyła nas Ewa Demarczyk, kilka tygodni później zaproponowała mi, abym grał w jej zespole.
>>> Zbigniew Wodecki: W ukochaną rzucałem kamieniami - Historia życia
Z Ewą zjeździłem pół świata. Grałem w Paryżu, w Zurychu, gdzie w pierwszych rzędach siedziało ok. 5 mln dolarów, a pod teatrem stały bentleye. Tam fuszerki być nie mogło. I powiem, że często skrzypek był chwalony. Piękne czasy. Jeszcze zagrałbym z Ewą...
Przygoda za granicą? O, wiele... Raz dostaliśmy telegram, już w Polsce, że w hotelu w Palermo zniknęła łazienka. Koledzy filharmonicy rozebrali ją i po kawałku - krany, kabinę - wynieśli w futerałach.
Jak wyglądało życie Wodeckiego?
W Piwnicy pod Baranami poznałem swoją przyszłą żonę. Ślub mieliśmy 30 czerwca 1971 r., goście wciąż się bawili, a ja z kolegami i wzmacniaczami pędziłem pociągiem do Świnoujścia na koncert. I to pokazuje, jakie było moje życie. Osiem miesięcy w roku nie było mnie w domu... Ale trzeba było z czegoś żyć. Wtedy funkcjonowały tzw. boki, ludzie podchodzili, zamawiali u nas piosenki i dobrze płacili.
W tym czasie trafiłem też do Orkiestry Polskiego Radia i Telewizji, grałem nawet dla przyszłego papieża. Miałem też jechać na stypendium na studia do ZSRR, ale zrezygnowałem. Joasia, pierwsza córka, była już w drodze. Czy żałuję? Nigdy! Poza tym przerażała mnie perspektywa 4-letnich bezustannych ćwiczeń... W końcu miałem zrezygnować z orkiestry radiowej, coraz więcej wyjeżdżałem, coraz częściej występowałem solowo, przypadkiem zacząłem śpiewać, komponować. Poza tym śpiewanie nie męczy, cóż za problem dla kogoś, komu Bozia dała głos, nauczyć się piosenki.
Czy chciałbym już odpocząć? Nie! Ja już leżałem na rajskich plażach i po dwóch dniach marzyłem, by wsiąść w samochód, jechać, zdążyć... To jest moje życie.
Marzenie? Żebym tak mógł jeszcze pociągnąć jak najdłużej. A poza tym jestem fantastycznym, dowcipnym, zdolnym i przede wszystkim skromnym facetem.