W liceum miałem fajną grupę znajomych, która na przerwach w toalecie przy papierosie prowadziła poważne rozmowy o przeczytanych książkach czy obejrzanych filmach. Pozowaliśmy na zafrasowanych intelektualistów. Fascynowałem się oczywiście zespołem The Beatles, potem muzyką jazzową. Jeździłem na festiwale do Jarocina. Słuchałem różnej muzyki. Sam grałem też na perkusji w różnych zespołach.
Matura poszła mi bez problemu. Jedyne, czego żałuję, to trójka z polskiego. Po egzaminach dojrzałości nie wiedziałem, co będę robił. Mój tata skończył mechanikę precyzyjną, mama też była na tym wydziale, więc i ja zdawałem na Politechnikę Warszawską. Studiowałem trzy lata, ale stwierdziłem, że to nie jest to i zmieniłem studia. Skończyłem lingwistykę stosowaną.
Przeczytaj koniecznie: Jarosław Kulczycki: Zawsze chciałem być śmieciarzem ZDJĘCIA
Już na studiach zacząłem zarabiać jako tłumacz. Okazało się nawet, że mam do tego talent. Na początku lat 90. to przynosiło całkiem fajne dochody. Ale gdy skończyłem 27 lat, tłumaczenia zaczęły mnie trochę nużyć.
Wówczas Krzysiek Ziemiec, który chciał pracować w radiu, powiedział mi, że otworzyło się studium dziennikarskie. Poszliśmy tam obaj - Krzysiek do grupy radiowej, ja do telewizyjnej.
Pani logopeda Joanna Luboń, która miała z nami zajęcia, powiedziała mi, że jest nabór do Polsatu. Byłem tam przez chwilę prezenterem, prowadziłem magazyn filmowy, a potem Krzysiek powiedział mi, że TVP prowadzi nabór na prezenterów. Poszedłem i zostałem wybrany do 36-osobowej grupy spośród 4 tysięcy osób. Poświęciłem się nauce w Akademii Telewizyjnej, dorabiałem też na boku, bo moja partnerka Milena spodziewała się dziecka. Pewnego dnia zastąpiłem na wizji mojego kolegę w programie "Halo Dwójka". Poszło mi nieźle i tak spędziłem w Dwójce dziesięć lat.