"Dałeś milionom ludzi nadzieję", "Największym prezentem w te święta jest Twoje pojawienie się na antenie" - takie sms-y dostał Krzysztof Ziemiec po wigilijnym wydaniu "Wiadomości". Wówczas usiadł przed kamerą pierwszy raz od czerwca 2008 roku, kiedy uległ poważnemu poparzeniu ratując swoją rodzinę z pożaru. Decyzja o powrocie nie była łatwa, bo choć na wizji dziennikarz wygląda jakby był zupełnie zdrowy, to w rzeczywistości wciąż walczy o powrót do dawnej formy. W styczniu czeka go kolejna operacja.
Przeczytaj koniecznie: W Wigilię zdejmę rękawiczki
- Dłonie wciąż nie są zupełnie sprawne. W fatalnym stanie mam nogi, w kolorze ciemnoróżowego wina. Tkanki, naczynia krwionośne są tak zniszczone, że nie mam tam dobrego krążenia. Chodzę, normalnie funkcjonuję tylko dzięki specjalnemu kombinezonowi. Kiedy wieczorem go zdejmę, mam trudności, żeby przejśc bez bólu trzy, cztery kroki. Jak wchodzę do wanny, natychmiast muszę usiąść. Śpię w kombinezonie. Na rękach noszę specjalne rękawice - wyznaje Ziemiec w wywiadzie dla "Gali".
Ile to jeszcze potrwa? Tego - jak mówi dziennikarz - nikt nie wie. Kombinezon co prawda przyspiesza gojenie, ale nie gwarantuje pełnej sprawności.
- Może nigdy nie wrócę do pełnej sprawności, ale nie mogę narzekać. Chodzę, dłużej stoję, pracuję - przyznaje Ziemiec.
My jesteśmy dobrej myśli. Dziennikarz pokonał już tak wiele przeszkód, walcząc o powrót do zdrowia, że na pewno poradzi sobie z kolejnymi. Trzymamy kciuki.