Warszawa, godz. 14.00, okolice ul. Nowoursynowskiej. Maciej Zientarski spotyka się z mężczyzną, najprawdopodobniej właścicielem amerykańskiego wozu. Dziennikarz, już bez pomocy żony, która do niedawna nie odstępowała go na krok, podchodzi do pięknego cadillaca. - Zachowywał się jak dziecko, które widzi wymarzoną zabawkę na wystawie sklepowej - opowiada nam świadek zdarzenia. - Gładził samochód, sprawiał wrażenie, jakby chciał do niego wsiąść - dodaje.
Zachowanie Zientarskiego i jego błyskawiczny powrót do formy, wydają się nieprawdopodobne. A jeszcze miesiąc temu miał problemy z pamięcią i ledwo chodził. Kto by pomyślał, że tak szybko zechce wrócić za kółko!
- Zientarski musi tak kochać samochody, że mimo wstrząsu, który wywołał wypadek, chce mieć z nimi kontakt - mówi prof. Zbigniew Nęcki (61 l.), psycholog. - Taka miłość może być porównywalna z nałogiem, silnym uzależnieniem.
Prof. Nęcki ma jednocześnie nadzieję, że makabryczny wypadek, w którym zginął nasz redakcyjny przyjaciel Jarosław Zabiega ( 30 l.), będzie nauczką dla dziennikarza.
- Zientarski musi sobie uświadomić, że nie jest doskonały i że igrał ze śmiercią. Mam nadzieję, że siadając teraz za kierownicą będzie mądrzejszy - podkreśla psycholog.
Tymczasem warszawska prokuratura, która bada sprawę wypadku na Ursynowie, jeszcze nie przesłuchała Zientarskiego.
- W lipcu wystąpiliśmy do biegłego psychiatry o wydanie opinii, czy pan Maciej jest zdolny po wypadku, aby uczestniczyć w działaniach prokuratorskich. Cały czas czekamy na tę opinię - mówi nam prokurator Mateusz Martyniuk.