„SE”: – Skąd pomysł, by rzucić wszystko i wyruszyć w świat?
MM: – Po prostu przyszedł czas, żeby zmierzyć się z czymś nowym, żeby dalej się rozwijać, żeby iść przed siebie. To była bardzo trudna decyzja. Nie jest łatwo z dnia na dzień rzucić to wszystko, fajną pracę, którą lubiłem, która dawała mi poczucie bezpieczeństwa, ale właśnie poczucie bezpieczeństwa – czasami trzeba się od tego odciąć, by móc się dalej rozwijać.
– Wspominałeś kiedyś podczas jednego z naszych wywiadów, że lubisz wychodzić poza strefę komfortu. To także jeden z powodów twojej decyzji?
– Nie cierpię strefy komfortu, a jakoś mi się za bardzo rozszerzyła, więc pora wyskoczyć poza nią. Zawsze z tyłu głowy miałem myśl, że jest świat i rzeczy, które czekają, i nie ma co z tego rezygnować.
– Definitywnie porzucasz aktorstwo?
– W życiu nic nie jest definitywnie, z tego co zauważyłem. Definitywnie to jakbym zrobił sobie krzywdę. Natomiast póki co wyjeżdżam, opuszczam Polskę, ale to jeszcze nie koniec, bo w zanadrzu jest film, więc tak łatwo się mnie nie pozbędziecie.
– Czyli pojawisz się pod koniec listopada na premierze „Jak poślubić milionera”?
– Tak, chciałbym. Zaplanowałem swoją podróż tak, by móc wrócić do Polski na premierę.
– Jaki więc masz plan na podróż? Gdzie się wybierasz?
– Mam bardzo konkretny plan, ale nie mogę nic powiedzieć. Jeżeli coś jest dla mnie trudne, a to akurat jest, to jakbym zaczął o tym mówić, to bym się zdemotywował. To nie jest kwestia tego, że nie mówię o tym publicznie, ja tego nikomu nie mówię.
– Nie jest ci przykro zostawić to wszystko – plan, aktorów, z którymi się zaprzyjaźniłeś?
– Oczywiście, że jest. Będzie mi brakowało planu, ludzi. Każda z ról była dla mnie sporym wyzwaniem. Norbert się zmieniał, Paweł się zmieniał, więc ja cały czas musiałem na to reagować. Dużo się uczyłem, ale przyszła pora nauczyć się nowych rzeczy.