Praca nad drugą częścią serialu chyba nie była łatwa. Tegoroczne lato było niemal tropikalne...
- To prawda. Były dni, kiedy temperatura przekraczała 42 stopnie w cieniu! Na dodatek podczas pracy musieliśmy zmagać się z inwazją much, ale atmosfera na planie rekompensowała wszystkie niedogodności. Praca podczas kręcenia drugiej części "Domu nad rozlewiskiem" była znacznie szybsza, intensywniejsza, ale bardzo przyjemna.
- Podobno grała pani sceny niemal na granicy wyczynu. Skok do jeziora wymagał chyba dużej odwagi?
- Woda w jeziorze była tak ciemna, nieprzejrzysta, że - przyznaję - prosiłam o pomoc i próbny skok dzielnego dyżurnego planu, zanim sama do niej wskoczyłam. Trochę się tej ciemnej głębi bałam, ale na szczęście okazało się, że nie pływają tam żadne potwory (śmiech). A scena wyszła przepięknie!
- Nie jest pani już trochę zmęczona sagą mazurską?
- Wracamy po dłuższym czasie. Opowiadamy historie bohaterów z pewnej czasowej perspektywy. W naszym życiu twórców minął rok i w życiu naszych postaci także... Druga seria jest, moim zdaniem, lepsza od pierwszej, bardziej zwarta i dynamiczna. Bardziej zaskakująca. W "Miłości nad rozlewiskiem" jest więcej wątków komediowych. Wiele nowych, fascynujących epizodów, granych przez wspaniałych aktorów, jak m.in.: Maria Pakulnis czy Piotr Polk, i oczywiście potężna dawka wzruszeń.
- Pani program kulinarny "Brodzik od kuchni" zniknął z ekranów TVP 1... Nie żałuje pani?
- Spełniłam jedno ze swoich marzeń, wymyśliłam swój program kulinarny i zrobiłam go. Przekonałam się na własnej skórze, jak łatwo jest być boginią domową, a jak trudno jest to przekazać przez ekran. Bardzo się cieszę, że się z tym zmierzyłam. Zdobyłam nowe doświadczenia, a widzowie mogli się przekonać na własne oczy, że potrafię upiec chleb.
- Jest pani wziętą aktorką, matką, realizuje marzenia, a czy czegoś jeszcze by pani chciała?
- Marzę, żeby otworzyć swoją knajpkę. Ten pomysł ma coraz bardziej skrystalizowaną strukturę biznesową. A ja lubię zamieniać swoje marzenia w plany do realizacji.