"Na dobre i na złe" to sztandarowy produkt TVP. Co tydzień ściąga przed telewizory ponad 5 mln telewidzów. W listopadzie serial obchodzić będzie swój jubileusz - 10 lat na wizji. Z tej okazji Telewizja Polska szykuje wiele imprez z udziałem bohaterów z Leśnej Góry. Nie wszystkim jednak to się uśmiecha.
Żmijewski, czyli serialowy dr Burski, chce wykręcić się z zabawy. Powód? Aktor jest przeładowany pracą, która go wykańcza (2 seriale, jeden film i teatr). Szuka więc każdej okazji, aby chwilę odpocząć. Nie od dziś wiadomo, że pojawienie się go na jakiejkolwiek imprezie graniczy wręcz z cudem. Czy będzie też tak i tym razem?
- Jeśli się nie pojawi, to sobie przechlapie. TVP to jego główny pracodawca i nie pozwoli sobie na to, aby którykolwiek z dobrze przez nich opłacanych aktorów podskakiwał. Tym bardziej że to TVP ma go w kieszeni. Płaci mu przecież za "Na dobre i na złe" i "Ojca Mateusza" - mówi osoba związana z telewizją publiczną.
A kwota to nie byle jaka. Za przygody dr. Burskiego Żmijewski dostaje najmarniej 50 tys. miesięcznie (5 tys. za dzień na planie). Co będzie, gdy odmówi swojemu chlebodawcy?
- Z "Na dobre i na złe" zniknęły już takie nazwiska, jak Wilczak, Kot czy Janowski. Więc może zniknąć i Żmijewski. Wystarczy go wysłać z powrotem do Ameryki - tłumaczy osoba związana z produkcją serialu.
Dla serialowych scenarzystów to żaden problem. Robiono to nieraz w wielu tasiemcach. - W przypadkach, gdy chce się kogoś usunąć z serialu, można go uśmiercić, wysłać na stypendium, wakacje, położyć do szpitala albo zgrać kilka scen i sprawić, że aktor będzie miał dłuższą przerwę w graniu - tłumaczy Ilona Łepkowska (55 l.), scenarzystka najpopularniejszych produkcji telewizyjnych.
A kto wypełni lukę po dr. Burskim? Na celowniku są Bartosz Opania (39 l.) i Andrzej Zieliński (47 l.). Każdy z nich nie ma zbyt wiele roboty, więc każde kilka tysięcy więcej dziennie to dla nich nie lada gratka.