Wszystko zaczęło się od pomysłów rządu, aby nałożyć na większość zarobków artystów składki ZUS. W środowisku zawrzało i posypały się gromy. Bo jeśli gwiazdy z pierwszych stron gazet mogą sobie na to pozwolić, o tyle dla większości pracujących w show-biznesie będzie to gwoździem do ich trumny. Wśród artystów dochodzi do podziału na dwa obozy...
– Dźwiękowcy, wokaliści, specjaliści od choreografii, scenografii, kostiumów, nagłośnienia, światła itd. itp. Myślicie, że to ludzie, którzy zgarniają „dużą bułę”, bo pracują z wielkimi nazwiskami? Nie, nie zgarniają. A jeśli nawet, to zdarza się to na tyle rzadko, że po podzieleniu pozostają im okruchy – rozpoczęła internetową batalię dziennikarka Paulina Młynarska (44 l.).
Zobacz: Wiemy, ile zarabiają szafiarki. Nie uwierzycie!
Nie trzeba było długo czekać, aby zareagowali aktorzy, którzy poświęcili się sztuce, a nie biegają za kontraktami reklamowymi. Pierwsza na barykady ruszyła Beata Kawka. Jest oburzona, iż prawdziwych artystów traktuje się tak jak celebrytów.
– Może czas wreszcie, aby zwrócono na nas uwagę i dowiedziano się, jakie są nasze wynagrodzenia. Nie Sochy, Muchy, Kożuchowskiej i innych, ale nasze. Moje, artystów, co nie celebrycą, tylko pracują nieregularnie. I często nie na etatach – napisała na swoim Facebooku Kawka.
I trudno dziwić się jej zdenerwowaniu, skoro jest utytułowaną i nagradzaną aktorką, osobą oddaną teatrowi, mistrzynią dubbingu, a ostatnio również producentem i reżyserem. Aż trudno uwierzyć, że taka osoba nie może związać końca z końcem. W teatrach etat rzędu 1500 zł jest już sukcesem, a jak ktoś dostanie się do jakiejś produkcji filmowej, to otrzyma stawkę 4–5 razy mniejszą niż popularni aktorzy serialowi.