To miał być jego najważniejszy film. Wszak to on uważany jest za ojca sukcesu Przybylskiej. Pracę nad filmem o zmarłej w 2014 r. aktorce rozpoczął zaraz po jej śmierci. Kiedy projekt zyskał producenta, prace ruszyły pełną parą - szukano obsady oraz szlifowano scenariusz. Po kilku poprawkach ostatecznie zyskał on akceptację rodziny.
Jednak jesienią ubiegłego roku rodzina nagle wycofała zgodę na realizację filmu przez Piwowarskiego. - Zaczęły się poważne schody, że niby scenariusz jest nie taki, jak oczekiwały siostra i mama Ani oraz menedżerka. To wiązało się jednocześnie z promocją biografii Przybylskiej. Książka była bardzo dobrze przyjęta, przy okazji mówiono dużo o filmie, jednak Piwowarskiego nie zaproszono na żadne ze spotkań z czytelnikami. Wtedy to wszystko zaczęło się psuć - zdradza nam osoba zaangażowana do pracy nad filmem.
Mówi się, że do samego końca reżyser był zapewniany, że tylko on może zrobić taki film. Jednocześnie nie mógł dogadać się co do ostatecznego kształtu scenariusza. W końcu podjął radykalną decyzję. - Moja kochana Ania stała się produktem. Z tym nekrobiznesem nie chcę mieć nic wspólnego - powiedział i ostatecznie wycofał się z projektu. Na ten temat nie chce już więcej rozmawiać.
Była menedżerka Przybylskiej zapewniła nas, że nic nie wie o alternatywnych projektach, a o relacjach z Piwowarskim nie chciała rozmawiać.
Zobacz także: Nie będzie filmu o Przybylskiej? Bujakiewicz ostro o "lansowaniu na plecach Ani"