Nos Piotra Krajewskiego do piękniejszych nie należał. Duży, skrzywiony. A na dodatek po wielu złamaniach zupełnie niedrożny. Projektant postanowił więc odmienić swoje życie i pójść pod nóż.
- Wiem przecież jak wyglądam. Codziennie słyszałem, że jestem brzydalem, ale przecież wnętrze się liczy, a ja mam piękne - wyznaje w „Super Expressie” Piotr. - Siedem razy miałem złamany nos. Po prostu jak byłem mały mieszkałem w dzielnicy, gdzie nóż nie służył do smarowania chłeba masłem. Wiele przeżyłem... Mój nos nie miał już chrząstki. Przez ostatnie lata oddychało mi się coraz gorzej. Zdarzało się nawet, że miałem bezdech nocy, mózg był niedotleniony, serce też... Którejś nocy moja żona Ewcia tak się wystraszyła, że mogłem umrzeć, że postanowiłem coś z tym zrobić. Wcale nie chodzi o to, że chce być piękny, po prostu chce żyć - zdradza Piotr.
Jak dowiedział się „Super Express” operacja była bardzo skomplikowana. Z ucha Piotra została pobrana chrząstka, którą lekarze wszczepili w nos.
- Operacja trwała ponad cztery godziny, była to korekta z rekonstrukcją nosa, ale po zabiegu nic mnie nie boli. Zrobiłbym to jeszcze raz. Poza tym mam wspaniała opiekę. Leżę w Medical Esthetic w Warszawie, pielęgniarki są cudowne - podkreśla Piotr.
- Teraz nie mogę się doczekać aż zdejmę opatrunek. Wiem, że mój nosek będzie teraz ładny i zgrabny. Ciekaw jestem jak wyglądam, czy spodobam się żonie. No i najwazniejsze, będę normalnie oddychał – cieszy się Piotr.