Kilkanaście lat temu Maciej Miecznikowski i zespół Leszcze zdobywali listy przebojów. Wokalista był bardzo lubiany za radosne podejście do życia i łatwe nawiązywanie kontaktu z widownią. Niestety, prywatnie przechodził dramat zdrowotny: nieomal stracił słuch. Nie wiedział, że coś się dzieje, póki nie wszczął awantury w jednym ze sklepów:
- Ja miałem taką rzadką przypadłość, o czym uświadomił mi profesor, która postępuje bardzo wolno. W pewnym momencie, jak byłem w sklepie i czegoś słuchałem, mówię: ludzie, co Wy tu macie? Taki sklep i zepsute słuchawki po jednej stronie? I ten facet wziął i mówi, że dobrze jest. Aferę zrobiłem, wyszedłem na totalnego chama. Już nie wspomnę o tym, że wcześniej też musiałem wszystko sobie pogłaśniać – wspominał w „Pytaniu na śniadanie”.
Otolaryngolog Henryk Skarżyński opowiedział, że wadę Miecznikowskiego miał też Beethoven. Wokalista Leszczy trafił do laryngologa w złym stanie, który wymagał szeregu operacji. Ostatecznie Miecznikowski ma aż dwa tytanowe implanty w uchu.
- Było ze mną już bardzo źle. Po jednej stronie w ogóle nie słyszałem. Miałem już sześć operacji u pana profesora i dzięki temu rozmawiam, śpiewam, gram – dodał Maciej i poradził innym, że znakomitym testem jest… krzyk własnej żony – jeśli go nie słyszymy, to oznacza, że powinniśmy pójść do lekarza.