- Szkoda czasu na oglądanie sopockiego festiwalu - załamuje ręce Ewa Bem (57 l.). - Ten festiwal ma teraz zatrważająco niski poziom. I nie ona jedna tak myśli. W sobotni wieczór na 45. Międzynarodowym Sopot Festivalu pojawiły się gwiazdki, które niemiłosiernie fałszowały i zamiast wielkiego show zafundowały nam festiwal grozy!
Pierwszy dzień 45. Sopot Festivalu musimy jak najszybciej wymazać z pamięci. Nie będzie to zbyt trudne, bo nic nie pozostało z uroku festiwalu, który organizowany był przed laty w Operze Leśnej.
- Kiedyś festiwal był inny. Znacznie skromniejszy, ale jakże urokliwy - mówi "Super Expressowi" Krystyna Loska (71 l.), wielokrotna prowadząca festiwale w Sopocie. - W tym roku nie znalazłam czasu, by go oglądać.
I nic nie straciła. Na scenie Opery Leśnej wystąpiły gwiazdy, o których niewielu Polaków słyszało.
- Zabrakło gwiazd wielkiego formatu - przyznała ze smutkiem w głosie Zofia Czernicka (58 l.), prezenterka i dziennikarka. - W tym roku Sopot Festival nie miał wysokiego poziomu. Zabrakło dawnej klasy. Jest wielka przepaść między festiwalem kiedyś a dzisiaj.
Jurorzy też nie pozostawili suchej nitki na gwiazdach festiwalu. Najbardziej dostało się Natalii Lesz (27 l.).
- Nigdy nie zrobisz kariery na Zachodzie, nie potrafisz śpiewać, nie masz głosu. Nie wiem, co ty tu w ogóle robisz - powiedział Robert Kozyra (40 l.) z Radia Zet do młodej szansonistki. Potem juror niczym rozpędzony walec drogowy jechał bez litości niemal po wszystkich wykonawcach.
Małgorzata Walewska (43 l.), także jurorka i słynna śpiewaczka operowa, uznała, że Natalia ma patykowate nogi i to cud, że ich nie połamała w trakcie występu. - Jest wielka przepaść między przygotowaniem polskich a zagranicznych artystów - powiedziała "Super Expressowi" Walewska tuż po koncertach w Sopocie. - Z tymi ostatnimi też nie jest fantastycznie. Polskiej publiczności zaproponowali łatwe, dyskotekowe hity, nie zawsze zaśpiewane czysto.
Sopocki festiwal nie ma już nic wspólnego z legendą polskiej piosenki.