- Jestem dziadkiem i to bis! - mówi z dumą "Super Expressowi" Bogusław Mec. Jego córka Luiza, która jest grafikiem po łódzkiej ASP, niedawno powiła drugiego chłopca. Po rodzinnych debatach dała mu na imię Franciszek (3 mies.).
Popularny piosenkarz może godzinami mówić o najmłodszym członku rodziny.
- Franek to jest taka mizia, bez przerwy się uśmiecha - opowiada Mec. - Zupełnie inny był starszy Ernest (3 l.). Lubił sobie popłakiwać.
Wnuki wokalisty mają jednak jedną wspólną cechę.
- Uwielbiają muzykę - dodaje pan Bogusław.
A najchętniej mali chłopcy słuchają głosu dziadka. Na dowód Mecowie wspominają rodzinną historię, gdy jechali do Świnoujścia. Maluchy w aucie były nieznośne.
- Wrzuć płytę z utworem "Lubię, kiedy śpiewa Nat King Cole", to jedyna nasza odsiecz - poprosił żonę Jolantę Bogusław Mec.
I co? Chłopaki natychmiast się uspokoiły. Teraz natomiast Franek i Ernest najchętniej słuchają "Recepty na życie".
- Kiedy z odtwarzacza płynie mój głos, starszy mówi: "A dadek", zaczyna powtarzać tekst, a młodszy patrzy i patrzy. Mój głos ich elektryzuje, cichną i tak przez dwa, trzy utwory.
Ale to nie nowość. Bogusław Mec opowiada historię trojaczków muzyka Włodka Wandera, które podobno wychowały się na Mecu.
- Włodek radził mi nawet, bym nagrał płytę dla dzieci. Opowiedział mi historię pewnego murzyńskiego wokalisty, który zarobił fortunę, bo matki zaraz po wyjściu ze szpitala, z dzieckiem na ręku, kupowały jego płytę. Coś w tym musi być, nasze głosy są zbliżone barwą.