Od zawsze wiedziałam, że zgodnie z tradycją rodzinną chcę być lekarzem. Pierwsza jednak zaprotestowała babcia, mówiąc: "Popatrz na swoją matkę, która bierze po 18 dyżurów, czyli 28 dni w miesiącu nie ma jej w domu. Lekarz, to nie jest zawód dla kobiety".
Moja najbliższa przyjaciółka zdawała na anglistykę, postanowiłam również zdawać na ten kierunek. Dostałam się na te studia. Jednak tata skutecznie mnie do tego zniechęcił. Jako tzw. panienka z dobrego domu nigdy nie buntowałam się przeciwko decyzjom rodziny.
Patrz też: Zofia Czernicka: W domu mówiliśmy w trzech językach
Zdarzyło się przypadkowo, że poznałam ówczesnego rektora SGGW. Opowiadał z pasją, że właśnie przenoszą wydział architektury zieleni z politechniki w Krakowie do Warszawy i że we wrześniu organizują dodatkowe egzaminy. Słuchałam, słuchałam i nagle postanowiłam przystąpić do tych egzaminów. Zdałam i w ten sposób zostałam absolwentką SGGW. Po dyplomie przez dwa miesiące pracowałam na wydziale geologii na uniwersytecie, ale pani dziekan stwierdziła, że tam się marnuję i wytypowała mnie na studia doktoranckie do Instytutu Ekologii PAN.
Tam też jako studentka poznałam swojego męża, obecnie wybitnego neurochirurga prof. Zbigniewa Czernickiego (68 l.). Wyszłam za mąż, urodziłam dwójkę dzieci - Filipa i Karolinę. W ciągu tych 3 lat obroniłam jeszcze doktorat.
Czytaj więcej: Czernicka ma łóżko w łazience
Na początku lat 80. zaczęła się moja przygoda w TVP. Tam później poznałam i zakochałam się w redaktorze Andrzeju Feliksie Żmudzie (+40 l.). Odeszłam od Zbigniewa. Byliśmy z Andrzejem razem do 1991 r., kiedy wydarzyła się tragedia - Andrzej zginął w katastrofie samochodowej. Ale rozwiodłam się dopiero po jego śmierci. Po kilkunastu latach formalnego małżeństwa.
Moja mama do dziś uważa, że największym nieszczęściem mojego życia była telewizja, bo w tym miejscu zaczęło się burzyć moje małżeństwo i zmieniło się moje życie. Jestem przeciwnego zdania. Telewizja rzeczywiście zmieniła moje życie, ale niczego nie żałuję, ani jednej chwili.