Piątek, około godziny 13. Skrzyżowanie Wawelskiej oraz Żwirki i Wigury w Warszawie. Monika Dzienisiewicz-Olbrychska prowadzi swój samochód. Źle się czuje. Boli ją głowa. Jest mocno osłabiona. Brakuje jej tchu. Zjeżdża na pas oddzielający jezdnie. Wysiada z auta i momentalnie upada na ziemię.
- Inne samochody zaczęły się zatrzymywać. Kierowcy zaczęli udzielać jej pomocy. Wezwali pogotowie ratunkowe - mówi świadek zdarzenia. - Kobieta trafiła do szpitala. Przyjechała policja, na miejsce przybył też syn kobiety Rafał Olbrychski (45 l.) i odebrał pozostawione auto.
Niestety, wylew okazał się zbyt rozległy. Nawet szybka interwencja lekarzy nie pomogła. Pani Monika zmarła.
- Po tej operacji już się nie wybudziła - mówi "Super Expressowi" przyjaciółka domu, dziennikarka i reżyser Krystyna Gucewicz (69 l.). - Monika była świadoma i w momencie, w którym źle się poczuła, zatrzymała samochód. Potem była operowana. To była bardzo ciężka operacja, bardzo rozległy wylew - nie może uwierzyć w to, co się stało.
Gucewicz trudno się pogodzić ze śmiercią przyjaciółki.
- Monika była absolutnie nietuzinkową osobą, chociaż sama z własnego wyboru zrezygnowała z aktorstwa, poświęcając się pracy pedagogicznej. Była artystką w życiu. Fascynowała wielu ludzi. Potrafiła pokazać urodę świata, życia i to było najważniejsze. Umiała połączyć obowiązek z zabawą, a to też jest wielka sztuka w życiu. Ostatnie miesiące były związane z opieką nad chorym mężem, o czym wszyscy wiemy, i zapłaciła za to dość wysoką cenę, jeśli można to w delikatny sposób powiedzieć - mówi nam pani Krystyna. - Jest to ogromna strata, bo Monika była takim uśmiechem dla nas wszystkich. Monika miała osobowość - dodaje.
Śmierć Dzienisiewicz-Olbrychskiej spadła jak grom z jasnego nieba na przyjaciela jej męża, aktora Witolda Sadowego (96 l.).
"To był dla mnie szok. Odżyły wspomnienia. Czasy, kiedy jeździłem z Krysią Gucewicz do Krynicy. Spotykaliśmy tam w ZAIKS-ie Monikę Dzienisiewicz i jej męża, znakomitego aktora Andrzeja Kopiczyńskiego. W jadalni siedzieliśmy przy jednym stoliku. Biesiadowaliśmy wspólnie. Prowadziliśmy długie rozmowy o teatrze. Wypijając przy tym spore ilości wina. Monika była koneserką. Któregoś dnia, przypadkowo, w pobliskim sklepie trafiliśmy na lepsze i znacznie tańsze. Wykupiliśmy wszystkie butelki. Andrzej był moim kolegą z dawnego Teatru Rozmaitości. Niezapomniany inż. Karwowski z filmu >Czterdziestolatek<. Rola ta przyniosła mu rozgłos i sławę. Monika Dzienisiewicz zaczynała jako aktorka. Nie zrobiła takiej kariery jak Andrzej. Ale była cenionym pedagogiem. W łódzkiej Szkole Filmowej. Wszyscy ją znali i lubili" - czytamy jego wspomnienie na stronie e-teatr.pl.
Monika Dzienisiewicz-Olbrychska była trzykrotnie zamężna. Jej pierwszym mężem był aktor i reżyser Włodzimierz Bielicki (?80 l.), drugim - Daniel Olbrychski (71 l.), z którym miała syna Rafała Olbrychskiego (45 l.). Trzecim jej małżonkiem został Andrzej Kopiczyński.
- Było to najtrwalsze, najszczęśliwsze i najdłuższe małżeństwo. Choć niełatwe. Oboje byli nieprzeciętnymi osobowościami. O silnych charakterach - dodaje Witold Sadowy.
Aktorka ostatnie lata swojego życia poświęciła mężowi, który cierpi na alzheimera. Przez chorobę aktor nie będzie mógł zająć się pogrzebem.
Monika Dzienisiewicz-Olbrychska została pochowana na Starym Cmentarzu w Łodzi przy ul. Ogrodowej w poniedziałek 4 lipca. Dwa dni wcześniej w Warszawie odbyła się msza żałobna w kościele Środowisk Twórczych przy pl. Teatralnym.
Zobacz: Nie żyje żona kultowego Czterdziestolatka. Aktorka miała wylew