Żona Kopiczyńskiego nie żyje. Monika Dzienisiewicz-Olbrychska dostała wylewu na drodze

2016-10-13 13:15

Monika Dzienisiewicz-Olbrychska (+77) nie żyje. Żona Andrzeja Kopiczyńskiego (82 l.) w piątek, jadąc samochodem, dostała wylewu. Jak dowiedział się "Super Express", aktorka i ceniony pedagog została przewieziona do szpitala, gdzie natychmiast trafiła na stół operacyjny. Mimo ogromnych starań lekarzy nie udało się uratować jej życia. Wylew był zbyt rozległy.

Piątek, około godziny 13. Skrzyżowanie Wawelskiej oraz Żwirki i Wigury w Warszawie. Monika Dzienisiewicz-Olbrychska prowadzi swój samochód. Źle się czuje. Boli ją głowa. Jest mocno osłabiona. Brakuje jej tchu. Zjeżdża na pas oddzielający jezdnie. Wysiada z auta i momentalnie upada na ziemię.

- Inne samochody zaczęły się zatrzymywać. Kierowcy zaczęli udzielać jej pomocy. Wezwali pogotowie ratunkowe - mówi świadek zdarzenia. - Kobieta trafiła do szpitala. Przyjechała policja, na miejsce przybył też syn kobiety Rafał Olbrychski (45 l.) i odebrał pozostawione auto.

Niestety, wylew okazał się zbyt rozległy. Nawet szybka interwencja lekarzy nie pomogła. Pani Monika zmarła.

- Po tej operacji już się nie wybudziła - mówi "Super Expressowi" przyjaciółka domu, dziennikarka i reżyser Krystyna Gucewicz (69 l.). - Monika była świadoma i w momencie, w którym źle się poczuła, zatrzymała samochód. Potem była operowana. To była bardzo ciężka operacja, bardzo rozległy wylew - nie może uwierzyć w to, co się stało.

Gucewicz trudno się pogodzić ze śmiercią przyjaciółki.

- Monika była absolutnie nietuzinkową osobą, chociaż sama z własnego wyboru zrezygnowała z aktorstwa, poświęcając się pracy pedagogicznej. Była artystką w życiu. Fascynowała wielu ludzi. Potrafiła pokazać urodę świata, życia i to było najważniejsze. Umiała połączyć obowiązek z zabawą, a to też jest wielka sztuka w życiu. Ostatnie miesiące były związane z opieką nad chorym mężem, o czym wszyscy wiemy, i zapłaciła za to dość wysoką cenę, jeśli można to w delikatny sposób powiedzieć - mówi nam pani Krystyna. - Jest to ogromna strata, bo Monika była takim uśmiechem dla nas wszystkich. Monika miała osobowość - dodaje.

Śmierć Dzienisiewicz-Olbrychskiej spadła jak grom z jasnego nieba na przyjaciela jej męża, aktora Witolda Sadowego (96 l.).

"To był dla mnie szok. Odżyły wspomnienia. Czasy, kiedy jeździłem z Krysią Gucewicz do Krynicy. Spotykaliśmy tam w ZAIKS-ie Monikę Dzienisiewicz i jej męża, znakomitego aktora Andrzeja Kopiczyńskiego. W jadalni siedzieliśmy przy jednym stoliku. Biesiadowaliśmy wspólnie. Prowadziliśmy długie rozmowy o teatrze. Wypijając przy tym spore ilości wina. Monika była koneserką. Któregoś dnia, przypadkowo, w pobliskim sklepie trafiliśmy na lepsze i znacznie tańsze. Wykupiliśmy wszystkie butelki. Andrzej był moim kolegą z dawnego Teatru Rozmaitości. Niezapomniany inż. Karwowski z filmu >Czterdziestolatek<. Rola ta przyniosła mu rozgłos i sławę. Monika Dzienisiewicz zaczynała jako aktorka. Nie zrobiła takiej kariery jak Andrzej. Ale była cenionym pedagogiem. W łódzkiej Szkole Filmowej. Wszyscy ją znali i lubili" - czytamy jego wspomnienie na stronie e-teatr.pl.

Monika Dzienisiewicz-Olbrychska była trzykrotnie zamężna. Jej pierwszym mężem był aktor i reżyser Włodzimierz Bielicki (?80 l.), drugim - Daniel Olbrychski (71 l.), z którym miała syna Rafała Olbrychskiego (45 l.). Trzecim jej małżonkiem został Andrzej Kopiczyński.

- Było to najtrwalsze, najszczęśliwsze i najdłuższe małżeństwo. Choć niełatwe. Oboje byli nieprzeciętnymi osobowościami. O silnych charakterach - dodaje Witold Sadowy.

Aktorka ostatnie lata swojego życia poświęciła mężowi, który cierpi na alzheimera. Przez chorobę aktor nie będzie mógł zająć się pogrzebem.

Monika Dzienisiewicz-Olbrychska została pochowana na Starym Cmentarzu w Łodzi przy ul. Ogrodowej w poniedziałek 4 lipca. Dwa dni wcześniej w Warszawie odbyła się msza żałobna w kościele Środowisk Twórczych przy pl. Teatralnym.

Zobacz: Nie żyje żona kultowego Czterdziestolatka. Aktorka miała wylew

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają