- Jest mi bardzo ciężko. Zamieniłam się w słup soli, jego śmierć to był dla mnie straszny cios. Nie wiem, na jakim świecie żyję i czy w ogóle żyję... Muszę jednak się trzymać, bo Wojtek by tego chciał. Dzieci nie wyobrażają sobie życia beze mnie, a ja najchętniej usiadłabym i natychmiast umarła. Byliśmy razem tyle lat... Praktycznie nie rozstawaliśmy się, bo pracowaliśmy razem, żyliśmy razem. Oczywiście wspierałam go, jak mogłam we wszystkim.
Byliśmy do siebie bardzo przywiązani, lubiliśmy być ze sobą, lubiliśmy ze sobą gadać, lubiliśmy ze sobą milczeć. Czego najbardziej będzie mi brakowało? Przede wszystkim jego. Nie wyobrażam sobie, jak będę żyła, muszę się tego nauczyć. Będę musiała nauczyć się żyć na nowo, zupełnie inaczej, sama. Trudno mi sobie to wyobrazić. Marzę, żebym mogła usiąść i popłakać, ale nie mogę. Wszystko we mnie skamieniało.
Za chwilę przyjdzie taki moment, że będę praktycznie sama. Córki są już dorosłe, moje wnuczki mają po trzydzieści lat. Prawie wszyscy rozjechali się po świecie, tutaj w Warszawie mieszka starsza córka z mężem i wnuczka Agata. Wspierają mnie, jak mogą, ale przecież też są zrozpaczeni. Boję się myśleć o życiu w tej nowej sytuacji. Zawsze mówiłam, że nieważne, czy się kochamy, tylko czy się lubimy i czy lubimy ze sobą być. To jest najważniejsze. A my byliśmy ze sobą bardzo zżyci.
Tak naprawdę to chyba byliśmy sobie przeznaczeni. Na początku naszej znajomości nie znosiłam Wojciecha, nie mogłam na niego patrzeć i gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że będzie moim mężem, tobym go najgrubszym flamastrem skreśliła na liście swoich znajomych. Wydawał mi się okropny, zarozumiały. Z czasem przyszła miłość... Mimo różnych przeszkód, a może właśnie dlatego, przetrwaliśmy. Moja mama, która początkowa go nie lubiła, bo co to za partia - aktor, później przepadała za nim.
Wojciech miał w sobie to coś. Przede wszystkim bardzo kochał dzieci, przepadał za córkami, kochał wnuki. Z jednym tylko nie mogę się pogodzić, bo chociaż Wojciech był niezwykle utalentowanym człowiekiem, to był bardzo niewykorzystanym aktorem. Widzowie go kochali, a reżyserzy niekoniecznie. Nie rozumiałam, jak to się dzieje, że nie widzą jego talentu, a przecież był wszechstronnie utalentowany.
Zobacz: Pogrzeb Wojciecha Pokory - Nie chciał Powązek, wolał Radzymin [ZDJĘCIA]