Zucchero zadebiutował na początku lat 80-tych. Przez ten czas wydał kilkanaście płyt, a jego hity "Senza una donna", "Mama", "Diamante", "Wonderful World", "Everytime You Go Away" oraz "Baila. Morena" znają wszyscy. Oprócz tego ma na swoim koncie wiele duetów z takimi legendami muzyki jak Eric Clapton, Luciano Pavarotti, Andrea Bocelli, Sting, Elton John, Miles Davis, czy zespół Scorpions. Muzyk na całym świecie sprzedał około 50 mln płyt.
Kilka dni temu przyjechał do Polski aby przygotować się do drugiej części trasy koncertowej oraz zagrać koncert, który odbędzie się już dziś na warszawskim Torwarze. Nam udało się jako nielicznym porozmawiać z legendą.
- Na pewno wiele osób pana o to pytało, ale Polscy fani mogli o tym jeszcze nie słyszeć, skąd wzięła się nazwa Zucchero, co oznacza cukier?
- Oj są to bardzo stare czasy. Jeszcze jak chodziłem do szkoły podstawowej, byłem bardzo nieśmiałym chłopcem. Wtedy moja nauczycielka, którą bardzo lubiłem powiedziała, że jestem bardzo słodkim i miłym chłopcem i zaczęła nazywać mnie "My zuccherino". Ja wcale nie byłem nieśmiały, byłem introwertyczny. Wszyscy zaczęli się śmiać ze mnie i mojego przezwiska. Ale to byli dranie. Tak już zostało i przekształciło się w Zucchero.
- Czy pamięta pan początki swojej kariery? Trudno było młodemu artyście przebić się?
- Oj na pewno nie było łatwo. W latach siedemdziesiątych grałem w kilku zespołach, ale karierę solową rozpocząłem w latach osiemdziesiątych. Od zawsze lubiłem blues, r&b, rock, a we Włoszech ludzie lubią zupełnie inne rzeczy, bardziej melodyczne. Nie było dla mnie szansy, żebym wydał płytę w swoim kraju. Zajęło mi to lata, żeby była jakakolwiek szansa na nagrania. Jak już udało się u mnie w kraju, kolejną przeszkodą było udowodnienie w innych krajach, że jestem coś wart. Mówili on jest Włochem a śpiewa blusa i rock i zadawali sobie pytania co jest z nim nie tak. Wszyscy myśleli, że będę śpiewał piosenki o miłości. I teraz tez tak jest. Na ostatniej trasie w Australii czy Japonii musiałem przekonać do siebie publiczność, więc nie jest tak łatwo. Nawet po tylu latach.
- Jak to jest współpracować z tyloma wspaniałymi artystami jak Eric Clapton, Joe Cocker, Miles Davis czy Sting?
- Oni wszyscy są wspaniałymi artystami, których bardzo kocham. Jednak nasza współpraca nie kończyła się tylko na nagraniu piosenki. Miałem szanse poznania ich prywatnie. Są to normalni, mili ludzie, z którymi można porozmawiać o życiu, rodzinie, naszych dzieciach. Teraz nawiązały się przyjaźnie z tych spotkań. Ja ich bardzo szanuje i oni mnie bardzo szanują. Dla przykładu jestem ojcem chrzestnym córki Stinga, Coco. Jestem tez ojcem chrzestnym Paula Young. Jestem wdzięczny, że mogłem ich wszystkich poznać.
- Jakie są pana największe inspiracje, kiedy nagrywa pan nowy album?
- Pochodzę z północy Włoch. Moi rodzice byli bardzo biednymi rolnikami, ale nie mieli swoich pól, farm. Pracowali dla kogoś. Tam jako dziecko poznałem wiele ciekawych i miłych osób, które były bardzo życzliwe dla siebie. Nawet jak były problemy i było nam naprawdę ciężko, pomagaliśmy sobie. Stąd właśnie pochodzi moja muzyka. Przede wszystkim na moim ostatnim albumie "Chocabeck", który jest w całości o mim dzieciństwie. Oczywiście inne rzeczy mnie inspirują. Na przykład lata, które spędziłem z moją eks żoną. Niestety nie wyszło nam, ale mam wiele wspaniałych wspomnień. Cały świat mnie inspiruje.
- Na pana stronie internetowej od maja do końca grudnia jest ponad sto koncertów. Nie czuje się pan zmęczony?
- Już za sobą mamy 55 występów. W sierpniu miałem miesięczną przerwę i teraz zaczynamy druga część trasy. Pierwszy koncert jest właśnie w Warszawie. Jest ciężko, ale kiedy jestem na scenie to wszystko wydaje się łatwiejsze tam czuje się jak w domu. Najgorsze są podróże, kiedy śpię każdej nocy w różnych łóżkach.
- Jest pan w Warszawie od kilku dni. Czy udało się panu coś zwiedzić?
Zucchero - Teraz mamy wyjątkową sytuację, bo przygotowujemy się do trasy. Dlatego przyjechałem kilka dni wcześniej, żeby wszystko przygotować jak należy. Chce wprowadzić kilka zmian w występach i w scenografii. Byłem w Polsce już kilka razy i zawsze miałem bardzo mało czasu na zwiedzanie. Jednak udało mi się zobaczyć kilka ciekawych historycznych miejsc no i oczywiście byłem w fantastycznych typowo polskich restauracjach. Bardzo mi się tutaj podobało i podoba.