Jest rok 1945, Michał Sumiński wraca z obozu koncentracyjnego w Austrii do Polski. - Dowiedziałem się, że reaktywowano Ligę Morską. Jest po co wracać, pomyślałem - wspomina dziennikarz.
Majątek upaństwowiono, a Warszawa to gruzowisko... Więc jedzie do Bydgoszczy, dokąd ściągają go koledzy żeglarze z czasów szkolnych. Bo Sumiński, oprócz polowania, miał jeszcze jedną pasję. Żagle, morze. I ta pasja dała mu zatrudnienie na kilka następnych lat, przyniosła też... żonę.
- Żeglarstwem zajmowałem się od wczesnej młodości - mówi nam i dodaje: - Kiedyś były kluby żeglarskie tylko dla dorosłych, ale ja już jako berbeć do nich się dostałem. Wystawiano mnie do bardzo poważnych regat. A potem zostałem sternikiem, instruktorem, by jeszcze przed wojną zdać trudny egzamin na jachtowego kapitana żeglugi wielkiej... Miło wspominam tamte czasy.
W Bydgoszczy pracował w Pomorskiej Spółce Rybackiej, zajmował się sprawami socjalnymi rybaków. Po roku wrócił do Warszawy, trafił do Ligi Morskiej.
Żonę poznał w Gdyni.
- Wypływałam jachtem w morze, a on zapytał, czy może popłynąć ze mną - opowiada Zofia Sumińska. - Położył się na koi, ja trzymałam ster, on... moją kostkę u nogi. "Tak trzymać?" - zapytał. "Tak trzymać" - odpowiedziałam.
Sumińscy zamieszkali w Warszawie. - W ruinie na Tamce. W kamienicy na 6. piętrze, gdzie nie było ścian, a zastępowała je dykta. Rodzice mieszkali tam przed moim narodzeniem, potem dostali mieszkanie przy ul. Nowotki - mówi Piotr, syn pana Michała.
W latach 50. Sumiński trafił do radia, bo - jak mówi - pracę w radiu ma w genach. W radiu przed wojną swoją audycję o zwierzętach prowadził jego ojciec Stanisław Sumiński. Pierwszy raz usiadł przed mikrofonem 2 września 1939 roku. Opowiadał, jak wyglądała Gdynia dzień przed wojną, gdy wrócił z rejsu do Szwecji.
Za to do telewizji, jak twierdzi, trafił przypadkiem. Zaproszono go do programu dla dzieci "Ekran z bratkiem", by opowiedział jakąś historię ze zwierzęciem w tle. A potem przyszło... tysiące listów, by ten "pan z wąsami" wrócił i mówił dalej. Przez 20 lat w każdy poniedziałek był gospodarzem programu "Zwierzyniec". Był tak popularny, że gdy pewnego dnia Sumińskiego zatrzymał za przekroczenie prędkości milicjant prosił go: "Panie Sumiński, niech pan na siebie uważa, bo gdyby panu coś się stało, to moja córka zapłakałaby się na śmierć".