Grażyna Wolszczak: Syna mam dzięki koleżance
Kiedyś postanowiłam wyobrazić sobie mężczyznę, jakiego chciałabym spotkać na swojej drodze, zapisałam to. To było coś w rodzaju afirmacji lub, jak kto woli, listu do Pana Boga. To ważne, żeby znać swoje potrzeby, umieć je sformułować.
Któregoś dnia pewien fotograf pokazywał mi swoje prace. Patrzę, a tam portret Cezarego Harasimowicza (57 l.), znajomego jeszcze z czasów wrocławskich. To był impuls, zadzwoniłam. Czarek nie był moim telefonem zachwycony, właśnie się rozwodził. Ale pół roku później dostałam od Czarka SMS-a, umówiliśmy się na spotkanie. Przyszedł z różą, chyba coś przeczuwał. To już dziesięć lat, jak jesteśmy razem, a ja mogę powiedzieć, że dostałam dokładnie to, o co prosiłam. A może nawet więcej...