Henryk Stokłosa
Henryk Stokłosa dowiedział się bowiem, że z zakładu znika mu towar i osobiście postanowił rozprawić się ze złodziejami. - Mnie nie pobił, ale kolega mówił, że został uderzony klamrą od paska - opowiada Zygmunt K., który z innymi pracownikami został wtrącony do ciemnego garażu. Bez wody, bez toalety. Wszystko po to, żeby sprawcy podpisali się na oświadczeniach o kradzieży. - Po dwunastu godzinach przyjechała po nas policja - opowiada Zygmunt K., który po chwili dodaje, że o wszystkim chce jak najszybciej zapomnieć. Za kradzież kilku kur na rosół odpowiedział już przed sądem. Zapłacił grzywnę.
Źródło: archiwum se.pl