Kim były ofiary koronawirusa
Kim były ofiary koronawirusa
Kim były ofiary koronawirusa
Był pierwszą ofiarą koronawirusa wśród pracowników medycznych w Polsce. Pracował jako fizjoterapeuta w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym na oddziale rehabilitacji. To najprawdopodobniej tam zaraził się od któregoś ze swoich pacjentów. Choć prowadził zdrowy tryb życia, choroba błyskawicznie poczyniła spustoszenia w jego organizmie. Zmarł w nocy z 15 na 16 kwietnia. Osierocił dwóch synów.
foto: reprodukcja Cezary Pecold/SUPER EXPRESS
Ks. Roman Kopacz z Drwini, lat 59
Był proboszczem parafii w Drwini w Małopolsce. Nie wiadomo jak zakaził się koronawirusem. Był na kwarantannie, kiedy jego stan nagle się pogorszył. Nie odbierał telefonów, więc policjant ubrany w kombinezon i maskę wszedł na plebanię, zastał proboszcza leżącego w łóżku. Był bardzo osłabiony, nie mógł wstać o własnych siłach. Wezwano pogotowie ratunkowe, ale mimo reanimacji, duchownego nie udało się uratować. „Tracimy skromnego człowieka i wiernego Sługę Chrystusa” - napisali parafianie.
foto: FACEBOOK
Pani Celina K.
Pracowała w Londynie i we Wrocławiu, podróżowała po Polsce. Nie wiadomo, gdzie się zaraziła. - Przyjechała pociągiem z jakiejś terapii odchudzającej. Dwa dni później zachorowała. Wirus musiała przywieźć gdzieś z drogi – opisywali jej sąsiedzi. Miała mnóstwo planów i marzeń, była pełna życia i energii, ale chorobę przechodziła bardzo ciężko. Zmarła w szpitalu w Łańcucie.
foto: reprodukcja Beata Olejarka/SUPER EXPRESS
Ksiądz Henryk Borzecki
Przez ponad 29 lat był proboszczem parafii pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Białopolu pod Chełmem. Do szpitala jednoimiennego w Puławach trafił z problemami oddechowymi. Okazało się, że jest zarażony koronawirusem. Po kilku dniach zmarł. - Ksiądz i człowiek z krwi i kości - wspominali go parafianie. Świetny organizator. Nie bał się mieć swojego zdania, został jednak zapamiętany z czego innego: pomagał ludziom.
foto: reprodukcja Mariusz Mucha/SUPER EXPRESS
Pani Katarzyna Z.
Była pielęgniarką w Wojewódzkim Szpitalu Obserwacyjno-Zakaźnym w Toruniu. To tam, podczas pracy, musiała zarazić się koronawirusem. Nie dała rady go pokonać. Pani Katarzyna osierociła trójkę dzieci. Jej koleżanki pielęgniarki zapewniają, że zawsze będą o niej pamiętać, jako o człowieku o wielkim sercu. Jedna z sal w nowym szpitalu wojewódzkim ma nosić jej imię.
foto: reprodukcja Piotr Lampkowski/SUPER EXPRESS
Pani Marzena M.
Chorowała na nowotwór, przebywała w hospicjum, zmarła w szpitalu w Krotoszynie. Osierociła dwójkę dzieci. Jest jedną z ofiar pandemii COVID-19 w niespełna 30-tysięcznym Krotoszynie, okrzykniętym „polskim Bergamo”. Z powodu koronawirusa zamknięto w Krotoszynie między innymi komisariat policji.
foto: reprodukcja Paweł Jaskółka/SUPER EXPRESS
Pani Barbara N.
Pracowała w przedszkolu w małej wiosce w Wielkopolsce, przygotowywała dzieciom posiłki. Gdy zaczęła kaszleć, nikt nawet nie przypuszczał, że może to być śmiercionośny koronawirus. Trafiła do lekarza pierwszego kontaktu, a stamtąd z diagnozą zapalenia płuc do jednego szpitala, wreszcie do zakaźnego w Poznaniu.Tam zmarła. Osierociła dwójkę małych dzieci.
foto: reprodukcja Paweł Jaskółka/SUPER EXPRESS
Pani Barbara K.
To pierwsza osoba, która zmarła z powodu koronawirusa w Polsce. Była pedagogiem i psychologiem, dyrektorem jednej z poznańskich poradni pedagogiczno-psychologicznych. Była bardzo blisko związana z kościołem w miejscowości, w której mieszkała. Od lat też chorowała. Gdy źle się poczuła, trafiła do szpitala w Puszczykowie z objawami silnej infekcji. Początkowo nikt nie podejrzewał u kobiety koronawirusa. Dopiero po dwóch dniach została przewieziona do szpitala zakaźnego, gdzie lekarze podjęli walki o jej życie. Niestety, przegraną.
foto: reprodukcja Paweł Jaskółka/SUPER EXPRESS
Pan Bartosz S.
Mieszkaniec Lublina, aktywny i pełen życia senior. - Cudowny tata i najcudowniejszy dziadek na świecie - wspomina go rodzina. Kiedy poczuł się źle, zadzwonił do sanepidu. Polecono mu, żeby poszedł do lekarza rodzinnego. Dostał leki, ale gorączka, bóle całego ciała, silny kaszel i duszności się nasilały. Do szpitala w Lublinie został przewieziony w ciężkim stanie. Tam zmarł.
foto: reprodukcja Mariusz Mucha/SUPER EXPRESS
Pan Michał G.
Był młody, silny, zdrowy. Pracował jako kierowca w ministerstwie sprawiedliwości. Od lat współpracował z Towarzystwem Przyjaciół Zwierząt w podwarszawskim Otwocku. 17 marca pogotowie zabrało godo szpitala. Miał wysoką, 40-stopniową gorączkę oraz kaszel. Lekarze podłączyli go do respiratora. Po kilku dniach mężczyzna został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Niestety, koronawirus go pokonał. Zmarł po dwóch tygodniach w warszawskim szpitalu MSWiA.
foto: Archiwum prywatne
Małgorzata Wysocka z Torunia, lat 41
Pani Małgorzata była rencistką, dorabiała pracując w sklepie. Robiła, to bo samotnie samotnie wychowywała 18-letnią córkę, która świetnie uczy się w renomowanym liceum i marzy o studiach. Według bliskich, pani Małgorzata koronawirusem prawdopodobnie zaraziła się w toruńskim szpitalu podczas dializy nerek. Po kilku dniach zmarła w szpitalu w Grudziądzu. Teraz, po jej śmierci, córki nie będzie stać na studia.
foto: reprodukcja Paweł Skraba/SUPER EXPRESS
Pan Kamil P.
Chorował na nerki, miał też marskość wątroby. Gdy dowiedział się, że się zaraził, do końca wierzył, że pokona wirusa. „Dzięki wszystkim za SMS, telefony, słowa otuchy, ale ludzie ja się nie łamie przecież ten konowirus zdechnie w moim organizmie. nie dam się. Pozdrawiam”. Niestety po kilkudziesięciu godzinach pobytu w szpitalu, jego stan się dramatycznie zmienił. O życie Kamila P. walczyli lekarze na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Niestety, zmarł.
foto: reprodukcja Paweł Jaskółka/SUPER EXPRESS
Zamknij reklamę za s.
X
Zamknij reklamę
...