- Dobre wrażenie przy robotach odpłatnych. W dalszym ciągu jestem dobrym elektrykiem - powiedział.

Podczas programu przypomniał, ze wszystkie pieniądze, jakie dostał z Nagrody Nobla oddał na Stocznię gdańską.

W rozmowie z Radiem Zet przyznał, że chopć dostaje 5 tysięcy złotych emerytury, jego żona Danuta wydaje miesięcznie 7 tysięcy.

- Miałem zapasu trochę, to mi wystarczało. Dzisiaj mi tam zostało chyba 5 tys. tylko na koncie - wyznał na antenie Radia Zet.

Były prezydent zamieścił w sieci ogłoszenie, gdzie oferuje godzinę swoich usług za 20 tysięcy złotych.

- Choroba, która nas trafiła, to powoduje, że zaczyna brakować. Dlatego muszę coś zrobić. Nie będę prosił, nie będę żebrał, więc muszę w jakiś sposób zarobić. Już na elektryka się mało nadaję, bo 77 lat to już nie ma tej kondycji. Potrzebuję na jakimś poziomie żyć. Potrzebuję trochę dorobić i dziękuję, że pan mi pozwolił trochę dorobić - powiedział u Kuby Wojewódzkiego.

- Rozdawałem, co miałem, no i teraz patrzę: no mnie nie starcza - mówił w Radiu Zet.

W swoim ogłoszeniu o pracę napisał: "Doświadczony przywódca, świetny mówca, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, prezydent RP 1990-1995, współzałożyciel i pierwszy przewodniczący NSZZ Solidarność, poprowadzi spotkania i szkolenia z leadership, przyjmie zaproszenia na spotkania motywacyjne w firmach, ale też w rodzinach, możliwe dodatkowe usługi promocyjne, wspólne zdjęcia, autografy".

- Nie ma wielkiego szału, ale ludzi się trochę zgłasza. Gdyby był normalny czas, to szef pojechałby kilka razy na Zachód i byłoby po sprawie. Lech Wałęsa ma dużą rodzinę, dużo dzieci, wnuków, i pomaga im bez względu na to, czy są dorośli, czy nie. A teraz sam potrzebuje pomocy - powiedział w rozmowie z "Super Expressem" Marek Kaczmar, współpracownik Lecha Wałęsy.