Legendy PRL i lat 90-tych - galeria 1
Wkrótce jednak zmieniła się władza i zmienił się wygląd sklepów. Towaru na półkach nie brakowało – wręcz przeciwnie, uginały się od dobrobytu. Brakowało za to… pieniędzy na towar. - Przychodzili klienci i od razu mówili „pani Krysiu, na zeszyt dzisiaj, po wypłacie oddam”. Sprzedawałam, bo co, jego dzieciom czekolady odmówię czy żonie kawałka mięsa na obiad? - retorycznie pyta Krystyna, która w latach 90-tych prowadziła osiedlowy sklep na warszawskim Grochowie. - Obcym tak nie sprzedałam, ale tu się wszyscy znaliśmy. Dostali pieniądze z pracy, renty czy emerytury, to oddawali, a chwilę później znowu do zeszytu.