Katarzyna Waśniewska
Według Waśniewskiej po upadku Madzia nie krzyczała, nie płakała, tylko dziwnie "charczała". Wzięła ją na ręce i przeniosła na tapczan, próbowała reanimować. - Robiłam sztuczne oddychanie. Zacisnęłam córce nosek. Chciałam wtłoczyć powietrze w jej płuca, nie chciałam robić tego na siłę. Po chwili główka Madzi odchyliła się do tyłu i wtedy pomyślałam, że nie żyje - zeznawała.
Dlaczego nie wezwała pomocy, kiedy dziewczynka konała? Na to pytanie Waśniewska nie potrafiła sensownie odpowiedzieć. - Mam ojca alkoholika i wiem, że trzeba długo czekać na interwencję policji czy pogotowia - mówiła.