Szkolne koszmary gwiazd
Matematyka, narowisty wychowawca, niezasłużona kara - to denerwuje nie tylko obecnych uczniów. Jak się okazuje, problemy młodzieży szkolnej od lat są takie same.
Elżbieta Zapendowska
Elżbieta Zapendowska (64 l.), krytyk muzyczny. Nie lubiłam swoich belfrów. – W podstawówce interesowały mnie przemyślane wygłupy. Polegały one głównie na tym, aby zdenerwować nauczycieli i wyprowadzić ich z równowagi. Byłam w tym specjalistką, do dziś nie lubię belfrów i pewnie za karę sama nim zostałam. Z dzisiejszego punktu widzenia to były bardzo niewinne żarty, ale dosyć denerwujące. Często bywałam pomysłodawczynią takich dowcipów. W klasie były prawie same dziewczyny i tylko jeden zdominowany przez nas chłopak. W liceum z moim zachowaniem i nauką było jeszcze gorzej. Nie zdałam nawet do następnej klasy i prawie zostałam wyrzucona z opolskiej szkoły.
foto: archiwum se.pl
Rudi Shubert
Rudi Schuberth (58 l.), piosenkarz. Dostawałem za niewyparzony język. – Najgorzej wspominam kontakty z wychowawczynią. Nie należałem do spokojnych uczniów, przede wszystkim byłem karany za swój niewyparzony język. Moim problemem było to, że zawsze, gdy zostałem o coś zapytany, mówiłem to, co myślę. Nie najlepiej wspominam też swoje kontakty z muzyką w szkole. Próbowano przysposobić mnie do grania na kontrabasie, ale nie miałem do niego serca. Na zajęcia praktyczne w podstawówce, z pomocą ojca, zbudowałem swoją pierwszą w życiu gitarę elektryczną. Gdy nie było postępów w nauce, chował ją do szafy, a gdy były – oddawał. Jednym słowem – metoda kija i marchewki.
foto: archiwum se.pl
Anna Popek
Anna popek (43 l.) prezenterka. Musiałam nosić sztandar. – Należałam do „Koła przyjaciół muzeum”. Nazwa brzmi nudno, ale robiliśmy tam niesłychane rzeczy, za które chciała nas nawet szykanować cenzura. Było nas dziesięć dziewczyn. Przygotowywałyśmy teatrzyki dla dzieci upośledzonych i uboższych, pakowałyśmy plecaki i wyruszałyśmy na przykład śladami gotyku czy ziem odzyskanych. Co mnie denerwowało? Nie garnęłam się zbytnio do bycia przewodniczącą czy delegatką w poczcie sztandarowym, ale jakoś to tak zawsze wychodziło, że byłam wybierana.
foto: archiwum se.pl
Ryszard Rembiszewski
Ryszard Rembiszewski (64 l.), prezenter. Nienawidziłem matematyki. – Nigdy nie byłem rewelacyjny z matematyki, no i z fizyki. Nie mogę powiedzieć, że dobrze wspominam naukę tych przedmiotów. Ale na szczęście było coś, co mnie interesowało. Uwielbiałem przedmioty humanistyczne. Mimo wszystko najlepiej z czasów podstawówki pamiętam szalone zabawy na podwórku. Jakie to szczęście, że nikomu nic się wtedy nie stało.
foto: archiwum se.pl
Dariusz Szpakowski
Dariusz Szpakowski (60 l.), komentator. Wychowawca ciągnął mnie za włosy. – O ile w podstawówce nie miałem problemów z nauką, o tyle w liceum różnie z tym bywało. Moim wychowawcą był pan Gatt. Nie tolerował długich włosów, potrafił podejść do ucznia, łapał za baki i mówił: „Ekscelencjo, proszę tutaj 15 zł na fryzjera i za kilka minut być z powrotem z obciętymi włosami”. Często zaczajał się pod szkołą i gdy ktoś szedł w normalnej czapce, a nie szkolnej, to wzywał rodziców. Parę razy i mnie się to przytrafiło. Z racji tego, że trenowałem, klub od czasu do czasu wystawiał mi usprawiedliwienia. Gatt zerkał na nie, mówił, że przyjął do wiadomości, po czym pierwszą odpytywaną osobą byłem właśnie ja. Dostawałem dwóję i miałem spokój na najbliższe trzy miesiące.
foto: archiwum se.pl
Włodzimierz Szaranowicz
Włodzimierz Szaranowicz (62 l.), dziennikarz. Wyrzucili mnie ze szkoły. – Nie byłem łobuziakiem, ale w szkole podstawowej przydarzyła mi się jedna, jedyna wpadka. Byłem w czwartej klasie i wspólnie z kolegami graliśmy na boisku w piłkę nożną. Futbol był grą, w której emocje buzowały. Tego dnia pokłóciliśmy się na boisku. Za jednym z kolegów, który skrył się za węgłem szkoły, rzuciłem kamieniem. Pech chciał, że trafiłem nie w niego, ale w wychodzącą nauczycielkę śpiewu. Cała nasza klasa uznana była za jedną z gorszych w szkole. Niezależnie od tego, czy ktoś zasłużył czy nie, zostaliśmy karnie przeniesieni do nowej szkoły. Tam o swoje trzeba było się bić, ale tego nauczyła mnie matka...
foto: archiwum se.pl
Zamknij reklamę za s.
X
Zamknij reklamę
...