Turystyka handlowa PRL
Autokar ORBISU zabiera uczestników wycieczki zagranicznej na swój pokład
Biuro turystyki ORBIS powstało w 1920 roku we Lwowie. Prężnie zarządzana firma szybko się rozrastała. W 1939 biuro dysponowało 136 oddziałami w Polsce i 19 za granicą zatrudniając 500 osób. Do tego dochodziły jeszcze cztery hotele oferujące łącznie 360 pokoi. W 1930 z usług firmy skorzystało 5 mln osób. Potem była wojna. Już 13 grudnia 1944 w Lublinie reaktywowano biuro jako przedsiębiorstwo państwowe „Orbis”. Nowe przedsięwzięcie wykupiło akcje przedwojennej spółki. Do końca lat 40. XX w., przedsiębiorstwo zajmowało się głównie obsługą międzymiastowych połączeń autobusowych i organizowaniem imprez masowych. Zarządzeniem Ministra Komunikacji z 7 lutego 1950 przekształcono go w przedsiębiorstwo państwowe Polskie Biuro Podróży „Orbis”, które miało przede wszystkim zajmować się turystyką polonijną. Po odwilży politycznej w październiku 1956 Orbis powrócił do organizowania wyjazdów zagranicznych, głównie do krajów bloku wschodniego. Były to pobyty nad Morzem Czarnym, jeziorem Balaton i na jugosłowiańskim wybrzeżu Adriatyku oraz wycieczki do krajów Europy Zachodniej i cieszące się popularnością rejsy Batorym lub wynajmowanymi statkami radzieckimi. W 1979 obsłużono 1,5 miliona gości w Polsce, a liczba klientów korzystających z usług biura podróży sięgnęła 12,2 miliona osób.
Edward Gierek, w latach 1970–1980 I sekretarz KC PZPR
Od 1971 r. do państw socjalistycznych wyjeżdżało się z Polski bez problemu. Zawdzięczaliśmy to ekipie Edward Gierka, a przynajmniej tak to przedstawiano. Początkowo można było śmiało jeździć do Czechosłowacji, Bułgarii, Rumunii i na Węgry. Polska Gierka, chcąc być otwarta tak bardzo, jak tylko pozwalał na to sąsiad, postanowiła "opracować wnioski zmierzające do zwiększenia turystyki indywidualnej z Polski do krajów socjalistycznych i krajów trzeciego świata”. Sprawa wniosków utknęła na dwa lata, ale od 1973 r. Polacy mogli podróżować do NRD bez wiz, a nawet bez paszportów, wystarczył dowód osobisty. Miliony Polaków od razu ruszyły wtedy do NRD, nazywanego pieszczotliwie "Enerdówkiem".
Kontrola celna na polsko-radzieckiej granicy ujawnia przemyt złotej biżuterii
Zza wschodniej granicy obrotni rodacy przywozili naturalne futra i złotą biżuterię. Od tamtych czasów karakuły, jenoty i foki już wyleniały. A biżuterię można kupić w cenie złomu w nieomal każdym lombardzie. Złote precjoza z tamtych czasów zużyły się moralnie. Dzisiaj nie ma chętnych na nie. Ale wciąż mają wartość kruszcu.
Radiomagnetofon najlepszy towar eksportowy PRL
Radiomagnetofon MK 235 Automatic podwersja 78 produkowany na licencji niemieckiego Grundig przez Unitra Zakłady Radiowe im. Marcina Kasprzaka w Warszawie. Ten produkt był nie tylko marzeniem każdego komunikanta przystępującego do Pierwszej Komunii, ale także każdego wielbiciela radiowej Trójki. Radio odbierało ultra krótkie fale radiowe na których można było słuchać PR3. No i mroczny przedmiot pożądania wszystkich polskich turystów udających się za granicę. Za taki radiomagnetofon w Jugosławii można było kupić twardą walutę, a potem sprzedać w Polsce z zyskiem.
Przemycane towary sprzedawano w komisach
Komisy z zagranicznymi towarami były w prawie każdym większym mieście. Można w nich było kupić zarówno ciuchy z paczek od rodzin zza granicy, jak i towary przemycane przez zaradnych turystów. Dla niektórych osób był to proceder pozwalający utrzymywać się latami z takiej formy zarobkowania.
Cepeliowskie narzuty i gobeliny
Na zdjęciu powyżej pracownicy tkalni prezentują żakardowe narzuty produkowane dla Cepelii (Centrali Przemysłu Ludowego i Artystycznego 1949-1990), która miała sieć sklepów sprzedających rękodzieło ludowe i artystyczne.
Cinkciarze pod budynkiem NBP przy placu Powstańców Warszawy w Warszawie
Cinkciarze, koniki, waluciarze nielegalnie skupowali i sprzedawali po wyższych kursach dolary amerykańskie, a także inne waluty wymienialne i bony dolarowe PeKaO.
Bazar - tam kupisz wszystko
Na bazarach można było kupić nie tylko żywność, ale również wszystkie artykuły odzieżowe i przemysłowe. Kwitł tu handel przemycanymi towarami. Także towarami kradzionymi z fabrycznych magazynów. Przy okazji swoje wyroby sprzedawali również mniej i więksi wytwórcy zwani pogardliwie (a i trochę zazdrośnie) "prywaciarzami".
Maluch z bagażnikiem dachowym - narzędzie przemytu
Maluch, Fiat 126 p, produkowany przez Fabrykę Samochodów Małolitrażowych (FSM) w Bielsku-Białej. Licencję na produkcję auta podpisano 29 października 1971 i uznano za wielki sukces gospodarczy ekipy Gierka. Samochód był tani w eksploatacji, mieścił 2 osoby dorosłe i 2 dzieci, lecz niestety miał malutki bagażnik. Zaledwie 100 l i do tego niejednolitej przestrzeni. Spód bagażnika nie był regularnym prostopadłościanem. Praktycznie w tym bagażniku mieścił się jedynie neseser. Żeby coś w nim zmieścić trzeba było ubrania zapakować w woreczki foliowe i upchać w wolnych przestrzeniach. Albo kupić bagażnik dachowy.
Bazarowy kramik - trochę nowego, trochę starego
Na przedstawionym zdjęciu z lat 80. XX w. widać świeczniki odlewane współcześnie, lecz stylizowane na dawne oraz autentyczne stare mosiężne żelazka z "duszą".