Uciekłem z Korei, ale moja rodzina umarła tam z głodu
Uciekłem z Korei, ale moja rodzina umarła tam z głodu
Masaji Ishikawa - pod tym pseudonimem kryje się urodzony w Japonii Koreańczyk, któremu w 1996 r. roku udało się uciec z piekła Korei Północnej. Swoje wspomnienia zawarł w książce "Za mroczną rzeką", która właśnie ukazała się w Polsce.
Uciekłem z Korei, ale moja rodzina umarła tam z głodu
Ishikawa urodził się w 1947 r. w rodzinie Koreańczyka i Japonki. Jego ojciec był robotnikiem przymusowym, którego do Kraju Kwitnącej Wiśni ściągnięto w czasach okupacji Korei przez Japonię. W 1960 r. wraz z rodziną wyjechał do Korei Północnej. Mieszkającymi w Japonii Koreańczykami zainteresował się Kim Ir Sen, któremu po wyniszczającej wojnie na Półwyspie Koreańskim brakowało ludzi do odbudowy kraju. Ściągnięcie na Północ 100 tys. Koreańczyków z wysp japońskich było też ogromną operacją propagandową, która miała udowodnić, że północnokoreański komunizm może konkurować z kapitalistyczną Japonią.
"99 proc. Koreańczyków mieszkających w Japonii to osoby pochodzące z Południowej Korei: podczas wojny, Koreańczycy z Północy rozeszli się po Chinach, Rosji i Europie, a Koreańczycy z Południa udali się do Japonii. Nazwano to absurdalnie „repatriacja”, choć sprzedano ich Korei Północnej" - mówi Ishikawa w "Super Expressie".
Uciekłem z Korei, ale moja rodzina umarła tam z głodu
Ishikawa spędził w Korei Północnej 36 lat. Jako przybysze z Japonii i jego rodzina zostali zesłani przez podejrzliwy reżim na głęboką prowincję, gdzie spotykali się z ogromną wrogością rdzennych mieszkańców Korei Północnej. Ishikawa wspomina, że każdego dnia musieli walczyć o przetrwanie, bo ciągle brakowało im jedzenia i nie otrzymywali żadnego wsparcia od państwa. Nawet kiedy spłonął ich dom, musieli go sami odbudować. Feudalny charakter Korei Północnej sprawił, że Ishikawa nie miał szans na inne życie niż kierat na prowincji.
Korea Północna granica z Koreą Południową
Najpilniej strzeżona granica świata: wyznaczona na 38 równoleżniku strefa demarkacyjna między obiema Koreami.
W połowie lat 90. Koreą Północą wstrząsnęła klęska głodu. Ludzie umierali na ulicach, a żeby przetrwać Koreańczycy musieli żywić się niejadalnymi roślinami, które powodowały liczne choroby układu trawienia. W 1996 r. Ishikawa zdecydował się na ucieczkę z Korei. Jak większość wybrał drogę do Chin przez rzekę Yalu Jiang.
"Byłem mocno niedożywiony: oprócz tego, że paznokcie zaczęły mi schodzić, to jeszcze z obu stron zaczęła lecieć krew, nie umiałem też wstać. Zapanowała epidemia cholery, ludzie umierali na stosach. Nie było jak ani z czego zrobić trumien, a zmarłych tylko przybywało, więc zrobiono żelazne rury, na które wrzucano ciała, jechano w góry, gdzie ich grzebano i wracano z rurami po kolejne trupy, które znowu przenoszono i grzebano. Nawet po śmierci nie można było doświadczyć spokoju w trumnie" - mówi Ishikawa w wywiadzie dla "Super Expressu"
Korea Północna
W latach 90. klęska głodu sprawiła, że reżim zachwiał się w podstawach. Brak jedzenia i wszechobecna śmierć sprawiły, że dynastia Kimów była bliska upadku. Utrzymała się u władzy tylko dzięki wsparciu wojska, choć żołnierze sami głodowali, to dowództwo żyło po królewsku, zachowując wierność wobec Kim Dzong Ila. Armia wydawała się też w tamtych czasach jedyną formą ucieczki przed głodem. Ishikawa wspomina, że starał się załatwić przydział do armii dla syna, choć było to niezwykle trudne. Trzeba było zapłacić ogromną łapówkę, by się do niego dostać.
Korea Północna
Ishikawa opisuje Koreę Północną jako skorumpowany kraj, w którym na godne życie mają szanse tylko ci, których na to stać. Nawet w Pjongjangu, które uważane jest za państwo w państwie, biedni, zdaniem Ishikawy, nie mogą wychodzić na ulice.
"Korea to dwa oddzielne kraje – Pjongjang nie jest stolicą Korei Północnej, ale wręcz nazywa się go państwem w państwie. Ci, którzy są nisko postawieni, nie mogą wychodzić na ulice. Jeśli chcesz pojechać do innego miasta lub na wieś, musisz mieć ze sobą przepustkę, a jeśli pojawi się jakiś obcy, od razu melduje się o tym władzy. Nie da się zrobić nic oprócz pilnowania własnej rodziny i chronienia jej" - mówi.
Korea Północna
System trzyma się na wąskiej i bogatej elicie, która żyje jak królowie w porównaniu z biednymi Koreańczykami. "Prawie cały rok 2019 spędziłem w obozie dla uchodźców w Niemczech. Były tam osoby z różnych krajów świata: uchodźcy z Afryki, z krajów, w których toczyły się wojny domowe, czy też osoby z krajów, które doświadczyły wojny. Wszyscy nosili buty, byli porządnie ubrani, mieli zegarki, a nawet telefony komórkowe. Byłem w szoku, pomyślałem sobie „To są uchodźcy?”. W porównaniu do mieszkańców Korei Północnej, wyglądali jak dobrze żyjący, zamożni członkowie klasy wyższej" - mówi w rozmowie z "Super Expressem" Ishikawa.
Puste ulice Pjongjang
"Zwykli ludzie nie otrzymują pomocy żywnościowej, za to urzędnicy wysokich szczebli, wojsko i mieszkańcy Pjongjang się nią tuczą. Po jednej stronie zwykły lud umiera z głodu, a po drugiej bogaci tyją i pracują nad bronią nuklearną. Przeżywają tylko oni, ci dobrze żyjący dranie, ponieważ pomoc żywnościowa to pomoc mordercom" - mówi rozgoryczony Ishikawa.