Rok 2017 nie był szczęśliwym czasem dla pierwszej damy polskiego filmu. W maju przeszła zawał, a po nim jeszcze dwa kolejne. Trafiła do Instytutu Kardiologii w Aninie, gdzie lekarze ratowali jej życie i zdrowie. Zrezygnowała z pracy na planach filmowych i po 13 latach pożegnała się fotelem jurora w „Tańcu z gwiazdami”. Otoczona opieką przez córki – Karolinę (53 l.) i Wiktorię (43 l.) – nie ma ochoty na inne towarzystwo.
– Mama nie chce wracać do życia publicznego. Chce od tego odpocząć. Tak zdecydowała i jest uparta – mówi Karolina Wajda i dodaje: – Wszystko ma związek z szacunkiem, jakim moja mama darzy swoją publiczność. Ona uważa, że gwiazda zawsze i wszędzie powinna być wzorem, dobrze wyglądać i nie urażać ludzi swoją słabością i gorszym wizerunkiem. Dzisiejsze pokolenie ma do tego inny stosunek. Aktorki pokazują się w dresach i bez makijażu, a moja mama zawsze była osobą zadbaną.
Moja mama darzy swoją publiczność ogromnym szacunkiem. Ona uważa, że gwiazda zawsze i wszędzie powinna być wzorem, dobrze wyglądać i nie urażać ludzi swoją słabością i gorszym wizerunkiem.
Także z tego powodu aktorka nie wyjeżdża do sanatorium, bo tam otaczałby ją tłum ludzi, którzy przyzwyczaili się do jej nieskazitelnego wizerunku i serdecznych rozmów.
– Mama odpoczywa jedynie w moim dworku w Głuchach pod Warszawą, tam gdzie są Muzeum Norwida, stajnie i szkoła jeździecka, którą prowadzę. Warunki mam dla niej sanatoryjnie – zdradza Karolina.
Jednak na co dzień aktorka woli swoje mieszkanie w mieście, mieszka z nią gosposia, a Karolina często wpada do niej i przywozi ze sobą... czekoladki! Ale nie takie zwykłe. Cała rodzina wie, że Beata Tyszkiewicz uwielbia tylko mleczne cieniutkie czekoladki Lindt Swiss Thins, których bliscy poszukują dla niej za granicą, bo w Polsce trudno je kupić.