Pan Janusz wycofał się z życia publicznego pod koniec lat 80. Wszystko przez to, że za poparcie wprowadzenia stanu wojennego w 1981 r. stracił sympatię widzów i wielu kolegów po fachu. Zresztą podkreślał, że po zagraniu w kilkudziesięciu produkcjach czuje się aktorem spełnionym. Pozostał wierny jedynie "Jezioranom", do nagrań przyjeżdżał na wózku inwalidzkim, bo kilka lat temu nogi odmówiły mu posłuszeństwa. - Mimo że nie mogę chodzić, jestem dosyć sprawny. Daję radę wykonać wszystko wokół siebie. Sam ścielę sobie łóżko, gotuję. Śmieję się, że przeszkadzam swojej żonie tylko wtedy, gdy ona odkurza - mówił "Super Expressowi".
Swoją karierę zaczął jako pięciolatek - występował wtedy na kościelnych jasełkach. Serca widzów podbił rolami drugoplanowymi - był zbójnikiem Kuśmidrem w "Janosiku", dyrektorem Wardowskim w "Czterdziestolatku" czy sierżantem Czernousowem w "Czterech pancernych i psie". Najważniejszą jednak główną rolę miał w filmie "Niespotykanie spokojny człowiek".
Do końca życia był skromnym człowiekiem, pogodzonym ze swoim losem. - Gdy dziś śni mi się, że mam umrzeć, to chciałbym, aby moje ciało było przekazane jakiejś medycznej instytucji, a mnie pochowali tam, gdzie chowają bezimiennych włóczęgów. Całe życie byłem związany z postacią Chrystusa, który był łazęgą, której na salony nie wpuszczano... - wyznał nam Kłosiński.
Pan Janusz zostawił żonę Wiesławę (92 l.) i dwie córki Grażynę (72 l.) oraz Joannę (64 l.).
Czytaj: Katarzyna Bujakiewicz WSPOMINA zmarłą koleżankę [ZOBACZ]
Zobacz: Politycy PO żegnają Marka Frąckowiaka
Sprawdź: Marek Frąckowiak nie żyje. Znamy PRZYCZYNĘ jego śmierci