TVP zdecydowanie nie cieszy się sympatią wśród polityków dawnej opozycji. Jak się okazuje, także była dziennikarka stacji nie darzy jej sympatią. W szczerej rozmowie z Onetem Monika Luft, prezenterka między innymi „Kawy czy herbaty?”.
- Standardy w TVP nigdy nie były takie, jakbym sobie życzyła. Nie mam poczucia, że przez ostatnich osiem lat coś tam diametralnie się zmieniło. Owszem, media publiczne informowały o rzeczywistości z punktu widzenia bliskiego partii rządzącej, ale – raz jeszcze podkreślę – tak było zawsze. Poprzednio Telewizja Polska ukochała sobie Donalda Tuska, a wcześniej – Aleksandra Kwaśniewskiego. Ja to pamiętam. Inni może nie. Albo udają, że nie – stwierdziła.
Monika Luft odniosła się także do stwierdzenia, że decyzje w sprawie mediów publicznych zapadały w centrali PiS na Nowogrodzkiej. Według niej nic takiego nie miało miejsca.
- Decyzje podejmują ludzie stojący na czele instytucji, czy poszczególnych redakcji, a że wywodzą się z konkretnych środowisk politycznych, ma to swoje konsekwencje. Jak już wspomniałam, media publiczne zawsze należą do łupów politycznych zwycięskiej partii. Ale wracając jeszcze na chwilę do mediów w PRL-u… Po pierwsze, nie były wówczas publiczne, lecz całkowicie podporządkowane PZPR i w pełni dyspozycyjne – oceniła dziennikarka.
Była gwiazda TVP oceniła także Danutę Holecką, która w ostatnich latach stała się twarzą „Wiadomości” , oraz Michała Rachonia, który był jednym z prowadzących debatę przedwyborczą.
- W zasadzie jestem zwolenniczką mówienia raczej o pracownikach mediów. Można się z nimi zgadzać lub nie. Można ich lubić lub nie. Ale nie zmienia to faktu, że jedni i drudzy pracują w mediach. Powiedzmy sobie szczerze, tzw. obiektywne dziennikarstwo jest w odwrocie. Zwycięża dziennikarstwo zaangażowane – zaznaczyła.