- 5.30 pobudka, potem szybka toaleta poranna, kawa, śniadanie i do pracy - opowiada nam Janusz (44 l.), który odsiaduje 1,5-roczny wyrok w areszcie śledczym w Białołęce i jednocześnie jest zatrudniony przez prywatną firmę zewnętrzną jako monter plastikowych pojemników. - Pracę kończymy o 15, a potem mamy już czas wolny - opowiada.
98% więźniów na Białołęce pracuje
Pan Janusz, jak zdecydowana większość z 580 osadzonych w największym więzieniu w Polsce - Areszcie Śledczym w Warszawie-Białołęce - pracuje. Osadzeni wykonują prace i za darmo, i za wynagrodzenie. Na terenie jednostki, jak również poza nią. Co dokładnie robią?
Więźniowie zajmują się obsługą pralni, przygotowywaniem paczek i zakupów, wykonują prace introligatorskie. Kolejna grupa pracuje jako pomoc kuchenna, przy pracach remontowo-budowlanych, porządkowych, w więziennej bibliotece czy radiowęźle. Niemal 140 skazanych pracuje na rzecz firm zewnętrznych aż w dziewięciu lokalizacjach poza murami aresztu. Wykonują prace związane z ekorecyklingiem, produkcją betonu, zajmują się utrzymaniem czystości pojazdów ciężarowych, produkują elementy wyposażenia sklepowego, pracują też w drukarni. Łącznie w Areszcie Śledczym w Warszawie-Białołęce zatrudnionych jest ponad 98 procent skazanych, spośród wszystkich osadzonych, kwalifikujących się do pracy. Niemal połowa z nich pracuje odpłatnie.
Ile zarabiają więźniowie?
- Osadzeni otrzymują pensję minimalną, która po ostatniej podwyżce wynosi 3 490,00 zł brutto, ale mają też możliwość awansu - mówi nam mjr Zbigniew Śnieg, zastępca dyrektora Aresztu Śledczego w Warszawie Białołęce. Mogą też liczyć na... urlop. Wielu z nich dzięki pracy zdobywa nowy zawód i doświadczenie, które udaje im się czasem wykorzystać po wyjściu na wolność.
- Dla mnie to bardzo ważne, że mogę pracować w trakcie odsiadki. Na wolności czeka na mnie żona i trójka dzieci. Dzięki temu, że jestem zatrudniony przez firmę zewnętrzną na umowę o pracę, mogę co miesiąc przesyłać pieniądze rodzinie i w ten sposób im pomóc - tłumaczy Janusz, który odbywa karę za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu. - Część pieniędzy dostaję od razu, a część czeka na mnie na specjalnym koncie, aż do momentu, kiedy wyjdę na wolność - mówi nam.
Takie zatrudnienie na etat to prawdziwy przywilej dla osadzonych, na który muszą wcześniej zasłużyć bezpłatną pracą na rzecz wszystkich, sprzątając czy pomagając przygotowywać posiłki w więziennej kuchni. - Dla nas to namiastka normalnego życia. Przez chwilę mamy poczucie, że jesteśmy wolni. Nie siedzimy i się nie zadręczamy. Bez tej pracy byłoby bardzo trudno - przyznaje Krystian (29 l.), który na wolności był taksówkarzem, a wyrok otrzymał za kradzieże.
Michał Woś: Praca to najlepsza metoda resocjalizacji
- Przywracamy w więziennictwie normalność - przekonuje wiceminister sprawiedliwości Michał Woś. - Ministerialny program "Praca dla więźniów" ma w założeniu sprawić, żeby społeczeństwo dokładało jak najmniej do systemu penitencjarnego. To więźniowie produkują większość produktów, których używają: koce, obuwie robocze, środki czystości, proszki do prania, mundury dla Służby Więziennej, teczki, akta itd. - tłumaczy i podkreśla, jak ważna jest współpraca z przedsiębiorcami. - Ci, którzy są dla społeczeństwa bezpieczni, mogą pracować na zewnątrz. Wtedy do każdego zatrudnionego osadzonego przedsiębiorca dostaje co kwartał jedną trzecią tego, co wydaje na osadzonych - wylicza minister. Jak podkreśla ważne jest, żeby zło, którego się dopuścili, mieli okazję odpracować dla społeczeństwa, stąd zmiana przepisów pozwalająca więźniom wykonywać takie prace społeczne jak sprzątanie ulic, pomoc w domach opieki czy w razie klęsk żywiołowych. - Nie ma lepszej metody resocjalizacji niż praca - przekonuje Michał Woś.
Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć i wideo poniżej
-