Kasia Tusk nie lubi mówić o swoich prywatnych sprawach publicznie. Szczególna uwagę przykłada, by nie pokazać na żadnym ze zdjęć czy filmików twarzy córeczek czy męża. Nic dziwnego – zależy jej przede wszystkim na promowaniu stylu. Nie wytrzymała jednak, gdy okazało się, że prezydent Andrzej Duda podpisał się pod ustawą o powołaniu komisji do badania rosyjskich wpływów, zwaną potocznie „lex Tusk”. Napisała kilka przykrych słów, które pokazują, że czuje się dotknięta decyzją głowy państwa.
- Wiem, że niewiele z Was zagląda tutaj po to, aby czytać o cudzych problemach. A ja szukam wsparcia wśród najbliższych, a nie w internecie. Dziś jednak tak wiele z Was dodało mi tu sił, że ciężko to przemilczeć. No i wyszłam z założenia, że żadne to uzewnętrznianie się, skoro trąbią o tym media od rana. Gdy ma się wrażenie, ze cały aparat państwa myśli tylko o tym, jak zniszczyć ukochaną ci osobę, docenia się każde życzliwe słowo – napisała Kasia Tusk na Instastory.
Jak przyznała, cała sytuacja bardzo ją martwi, jednak stara się nie poddawać negatywnym myślom i wspólnie z bliskimi skupia się na praktycznych wyzwaniach, które nieco pomagają oderwać myśli od przykrego dla niej tematu.
- Bardzo chciałabym usiąść w kącie i się trochę pomartwić, ale na szczęście lista zadań na dziś jeszcze nieskończona – stwierdziła.
Jak widać sytuacja ma ogromny wpływ nie tylko na samego Donalda Tuska czy oburzonych polityków, ale także na rodzinę lidera PO. Na pewno myślą podobnie, co Kasia Tusk.