400 tysięcy dolarów byłego ministra
Kariera polityczna późniejszego ministra sportu rozpoczęła się w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, potem przynależał do Ruchu Młodej Polski, a wreszcie został przewodniczącym Narodowego Odrodzenia Polski, organizacji o charakterze nacjonalistycznym, przez wielu określanej jako neofaszystowska.
Po upadku komunizmu Jacek Dębski został członkiem Unii Polityki Realnej – ugrupowania założonego m.in. przez Janusza Korwin-Mikkego i Ryszarda Czarneckiego. Równolegle pracował jako prezes RSW „Prasa-Książka-Ruch” i był założycielem spółki Empik. Do sejmu w 1997 roku startował z ramienia Akcji Wyborczej Solidarność, lecz nie otrzymał mandatu – pomimo tego objął stanowisko szefa Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki. Ze stanowiska o randze ministerialnej odwołał go w 2000 roku Premier RP Jerzy Buzek po tym, jak w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Dębski ujawnił, że był namawiany do zbierania kompromitujących materiałów na Aleksandra Kwaśniewskiego oraz Stanisława Paszczyka. Obaj kierowali wcześniej UKFiT-em.
Stanął przed lufą
Jacek Dębski, choć uważał, że sport i mafia idą w parze, zaprzeczał jakoby miał jakiekolwiek relacje z gangsterami. Policjanci prowadzący śledztwo na temat zabójstwa ministra mówili jednak, że prawdopodobnie utrzymywał się z pośrednictwa przy transakcjach między urzędnikami a szefami półświatka. Podobno jego współpraca z mafią pruszkowską trwała od lat, polegając przede wszystkim na załatwianiu koncesji na budowę czy pozwoleń na podłączenie prądu. Gdy usunięto go z rządu, gangsterzy nie widzieli już powodu, dla którego mieliby opłacać jego usługi. A „Baraninie” zaczął wręcz przeszkadzać – tym bardziej, że mieszkający w Wiedniu boss dysponował pieniędzmi ministra. Była to niebagatelna kwota 400 tysięcy dolarów.
11 kwietnia 2001 roku Jacek Dębski świętował czterdzieste pierwsze urodziny w Green Barze, znajdującym się w hotelu Victoria (dzisiaj Sofitel przy placu Piłsudskiego).
To była impreza mocno zakrapiana alkoholem. Goście przy stoliku Dębskiego często się zmieniali, ale wyglądało na to, że dobrze się bawią
– opowiadał następnego dnia jeden z barmanów. W popijawie uczestniczyło kilku dobrze ustawionych kolegów ministra oraz „Inka”. Stamtąd wszyscy pojechali do nowo otwartej restauracji „Cosa Nostra” przy Wale Miedzeszyńskim. Zabawa trwała dalej.
Około północy dziewczyna poprosiła Dębskiego, żeby się przewietrzyli. Było wystarczająco ciemno i pusto, aby jego zabójstwo nigdy nie znalazło wyjaśnienia. Dwudziestopięciolatka i czterdziestojednoletni mężczyzna spacerowali wzdłuż Wisły, gdy wyrósł przed nimi zabójca. Ona zwolniła krok, on stanął tuż przed lufą pistoletu.
Rzekomo popełnił samobójstwo
Zgodnie z rozkazem „Baraniny”, Halina Galińska zgłosiła dzień później rano do warszawskiej prokuratury jako postronny świadek zabójstwa. Policja zbadała jej ubranie z poprzedniego wieczoru, które wykazało, że znajdowała się bardzo blisko linii strzału. Lecz zaprzeczała temu, mówiąc, iż wsiadała w tamtym momencie do taksówki. Luki w pamięci tłumaczyła za dużą ilością wypitego alkoholu.
Prokuratura postanowiła ją zatrzymać pod zarzutem utrudniania śledztwo, w międzyczasie – pomimo zniszczenia przez kobietę karty SIM – policja zdobyła biling wykonywanych przez nią połączeń. Okazało się, że tamtego wieczoru była w stałym kontakcie z Jeremiaszem Barańskim.
Choć jej wersję wydarzeń prokuratura zdążyła dość szybko podważyć, dziewczyna milczała na temat tego, kto był zleceniodawcą. I dopiero po kilku miesiącach, zmęczona aresztem oraz perspektywą dożywocia, ujawniła szczegóły zbrodni. Wydała zarówno „Baraninę”, jak i Tadeusza Maziuka. Ten drugi zginął kilka godzin po rozpoznaniu na posterunku – rzekomo popełnił samobójstwo. W toku postępowania Halina Galińska złożyła obszerne wyjaśnienia, zapełniające ponad sto stron maszynopisu:
NIZEJ GALERIA ZDJĘĆ Z ZABÓJSTWA MINISTRA JACKA DĘBSKIEGO, A DLASZA CZĘŚĆ TEKSTU POD ZDJĘCIAMI:
Kto zdecydował się na współpracę z Jeremiaszem Barańskim, wykupił bilet w jedną stronę […] Bałam się przede wszystkim o siebie. Nawet jak jeździłam do niego do Wiednia, to zastanawiałam się, czy nie wypłynę gdzieś w Dunaju.
Kosztowanie lizaka przez szybę
Przez kolejnych kilkanaście miesięcy życie Haliny Galińskiej pozostawało pod stałym monitoringiem. Było tak co najmniej do maja 2003 roku, gdy po dwóch latach od aresztowania Jeremiasz Barańskiego w Wiedniu, gangster powiesił się na pasku, przymocowanym do zasuwy okiennej. Wykluczono udział osób trzecich.
Proces Haliny Galińskiej trwał z przerwami do 2007, gdy została skazana na wyrok ośmiu lat. Jeszcze w więzieniu wyszła za mąż za francuskiego biznesmena, który odebrał ją po wyjściu z zakładu karnego na Grochowie w kwietniu 2009 roku.
Kobietę objęto programem ochrony świadków i ślad po niej zaginął, lecz jeszcze w trakcie odsiadki udzieliła obszernego wywiadu „Dziennikowi”. Mówiła w nim:
Za bramą spadnie na mnie duża odpowiedzialność, z którą tutaj nie mam styczności, bo nawet jedzenie podaje się pod nos i nie trzeba się martwić, co przyniesie jutro. W tej chwili wolność jest dla mnie jak kosztowanie lizaka przez szybę. Wiem, że ona istnieje, znam jej smak, ale jej nie czuję.
Polecany artykuł: