W programie "Politycy od kuchni" pokazujemy, jak mieszkają i czym prywatnie zajmują się osoby z pierwszych stron gazet. W poprzednich odcinkach dziennikarze "Super Expressu": Kamil Szewczyk i Piotr Lekszycki odwiedzili m.in. Bronisława Komorowskiego, Stefana Niesiołowskiego, Patryka Jakiego czy gen. Waldemara Skrzypczaka. Tym razem do swojego dwupokojowego mieszkania na ostatnim piętrze w starym warszawskim wieżowcu ekipę "SE" zaprosił Kazimierz Kik, który zademonstrował swoje umiejętności bokserskie. Okazuje się, że zamiłowanie do tego sportu wiąże się z mroczną przeszłością słynnego profesora.
Kazimierz Kik bił się i chciał iść do Legii Cudzoziemskiej
Gdy prof. Kazimierz Kik miał 9 lat, sąd - z uwagi na chorobę mamy i biedę - zdecydował o zabraniu go od rodziców. Mały Kazio trafił do domu dziecka, a potem do poprawczaka, bo nieźle rozrabiał. - Milicjanci ćwiczyli biegi, jak szli mnie szukać - opowiada politolog. Bójki na ulicy i w domu poprawczym były na porządku dziennym. - Jak zobaczyłem, że mam 60 chłopaków obok siebie, to poprosiłem wychowawcę, żeby kupił rękawice bokserskie, bo przynajmniej oszczędzę oczy i zęby, i wychowawca je kupił. Od rana do wieczora były bójki, musiałem bić się ze wszystkimi - wspomina Kazimierz Kik. Swoje umiejętności bokserskie szlifował nie tylko na ulicy i w poprawczaku, lecz przede wszystkim w klubie Wisła Kraków. Przyszły profesor miewał też inne szalone pomysły, które próbował realizować. Jednym z nich było wstąpienie do... Legii Cudzoziemskiej. Kik z kolegami uciekli za granicę, ale w pewnym momencie młody Kazik uznał, że jednak chce wracać do Polski. - Gdy zobaczyłem szczęśliwe, najedzone dzieci, nie wytrzymałem i postanowiłem to zakończyć - wyjawia w programie "Politycy od kuchni"
Tak mieszka Kazimierz Kik
Po dobrych kilkudziesięciu latach profesor nadal jest w dobrej formie fizycznej. Spaceruje, codziennie taszczy zakupy i jeździ na rowerku stacjonarnym. Jego 55-metrowe, dwupokojowe mieszkanie jest raczej skromne, ale wygodne. Kazimierz Kik mieszka w nim żoną od 2002 roku. Czynsz wynosi niecałe 900 złotych. - Mieliśmy większe, ale oddaliśmy córce, nam takie w zupełności wystarcza - argumentuje politolog, który bardzo lubi widok ze swojego okna. - Wysokie bloki i Pałac Kultury napawają ambicją. Generalnie ładuje akumulatory, patrząc na ten pałac - zdradza profesor, który, choć twierdzi, że kuchnia to "królestwo żony", umie też coś upichcić. - Obiady kupujemy gotowe, ale śniadania i kolacje robię. Owsiankę, kanapki, czasem jajecznicę czy jajko na miękko - wylicza Kazimierz Kik.