Platforma Obywatelska i jej koalicjanci długo czekali na powrót do władzy. Można się więc było spodziewać, że po wygraniu wyborów i powstaniu nowego rządu z Donaldem Tuskiem (67 l.) na czele zasypią Sejm projektami ustaw. Tym bardziej, że tzw. konkrety KO miały być zrealizowane już w ciągu pierwszych stu dni, co premier zapowiedział w swoim expose. Nic takiego nie miało jednak miejsca.
Konkrety, podobnie jak wiele innych obietnic z kampanii utknęły w koalicyjnych sporach albo w ogóle nie wyszły na światło dzienne. I nie chodzi wyłącznie o sprawy światopoglądowe, ale też takie kwestie jak mieszkalnictwo czy składka zdrowotna. Na tym etapie prac premier Leszek Miller (78 l.) miał już 143 ustawy, a Beata Szydło (61 l.) o jedną więcej. A 119 na koncie miał Donald Tusk w 2008 roku.
Wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak nie szczędzi słów krytyki pod adresem obecnej władzy. - Ta koalicja nie ma wspólnego programu rządzenia, który może realizować. Sejm jest zapychany starymi projektami obywatelskimi lub niewiele znaczącymi uchwałami np. w sprawach kultury. Ostatnio częściej zajmowaliśmy się projektami opozycji niż koalicji – twierdzi lider Konfederacji. Grzegorz Napieralski (50 l.) tłumaczy, że wiele czasu i energii kosztowało sprzątanie po poprzednikach spod znaku PiS.
- Wiele rzeczy musieliśmy też nadrobić. Choćby w obszarze cyfryzacji i nowych technologii, w którym funkcjonuję na co dzień. Opóźnienia są wieloletnie. Część ustaw, które mieliśmy zrobić jako koalicja rządząca, trzeba było odłożyć na bok, żeby posprzątać i nadrobić zaległości – wyjaśnia Napieralski i dodaje, że jesienią można spodziewać się prawdziwej legislacyjnej ofensywy.
Nie wierzy w nią Tobiasz Bocheński (37 l.). - Każda ustawa rodzi się w bólach, potach, kłótniach i tarciach, a czasem nawet ministrowie głosują przeciw ustawom przedkładanym przez rząd – mówi eurodeputowany PiS.
Na jeszcze inny aspekt zwraca uwagę dr Sergiusz Trzeciak. - Priorytetem stało się rozliczanie PiS-u w komisjach śledczych. W tej sytuacji, w tej atmosferze siłą rzeczy projekty legislacyjne schodzą na dalszy plan - twierdzi ekspert. Pozytywów w nieśpiesznej pracy Sejmu szuka za to prof. Ewa Marciniak. - Nieraz krytykowaliśmy przyspieszony proces legislacyjny. Może to uczenie się na błędach. Może stanowienie prawa będzie bardziej precyzyjne. - twierdzi politolog.
Prof. Ewa Marciniak (65 l.): Chcą rządzić precyzyjnie
Wielokrotnie mieliśmy do czynienia z przyspieszonym procesem legislacyjnym, co skutkowało wadliwością tego procesu i koniecznością nowelizacji. Działo się tak zwłaszcza w dwóch ostatnich kadencjach. Można przypuszczać, że ucząc się na błędach innych nowa ekipa zakłada, że ten proces stanowienia prawa będzie precyzyjny, pozbawiony wad prawnych. Na statystyki rzutują też pewne spory wewnątrz samej koalicji
Dr Sergiusz Trzeciak: Priorytetem rozliczenie PiS
Priorytetem stało się rozliczanie PiS-u w komisjach śledczych. W tej sytuacji, w tej atmosferze siłą rzeczy projekty legislacyjne schodzą na dalszy poziom. Angażuje to parlamentarzystów, angażuję to liderów politycznych. Donald Tusk nie ma też w Sejmie takiego komfortu jaki miał Jarosław Kaczyński, który poza pewnymi wyjątkami, przegłosowywał przy Wiejskiej wszystko co chciał.
NIŻEJ ZDJĘCIA POKAZUJACE WAKACYJNĄ MODĘ W SEJMIE