Szwindel na 30 miliardów dolarów
W ciągu ostatniego półwiecza narosła i stała się niemal wiarygodną teoria spiskowa, zgodnie z którą lądowania nigdy nie było. Był za to świetnie wyreżyserowany spektakl telewizyjny. W NASA pracowało nad nim przeszło 400 osób, bo tyle wynosił zespół odpowiedzialny za lądowanie na Srebrnym Globie, a koszt tego przedsięwzięcia to 30 miliardów dolarów.
Jako pierwszy tę teorię przedstawił Bill Kaysing, wieloletni pracownik firmy Rocketydne, która pomogła zaprojektować silniki Saturn V. W swojej broszurze z 1976 roku pt. „Nigdy nie polecieliśmy na Księżyc: amerykański szwindel na 30 miliardów dolarów” dowodził na podstawie nieraz absurdalnych dokumentów, iż nikt tego przełomowego kroku nie zrobił. Jego dwa koronne argumenty brzmiały: nie widać gwiazd a pod modułami księżycowymi nie było kraterów powstałych w wyniku działania silników rakietowych.
Na przestrzeni lat argumentacja Kaysinga stawała się prawdopodobna ze względu na jej zaistnienie w przestrzeni popkultury. Dość wspomnieć o scenie z filmu o Jamesie Bondzie „Diamenty są wieczne”, w której pościg odbywa się między manekinami odtwarzającymi lądowanie. Od tamtej pory wielu twórców odwoływało się do tego kodu i równie wielu dziennikarzy starało się przekonać niedowiarków, że Neil Armstrong naprawdę nie kłamał.
Księżycowa przyszłość ludzkości
Nie zamierzamy kontynuować chlubnej tradycji obalania teorii spiskowej Kaysinga. Zamiast tego przyjrzyjmy się pewnemu faktowi. Otóż, od 1969 roku upływa już 55 lat. W ciągu tego czasu przeżyliśmy co prawda nieprawdopodobny skok technologiczny, lecz człowiek nie powrócił na Księżyc.
Program podboju Srebrnego Globu został przez NASA zakończony trzy lata później, w 1972 roku, m.in. ze względu rosnącą inflację oraz wojnę w Wietnamie. W ciągu tego czasu na powierzchni zagościło 12 amerykańskich astronautów. Nie oznacza to jednak, że później USA całkiem porzuciło nadzieję powrotu na jego powierzchnię. Po prostu różne próby nie okazywały się skuteczne, koszty znacząco wzrosły, a misje przestały być realizowane z niewyczerpanego budżetu państwa. To trzy spośród licznych powodów, dla których Amerykanie nie powtórzyli swojego sukcesu.
Sukces odniosły za to cztery inne państwa, których agencje kosmiczne rozpoczęły starania o lądowanie na Księżycu: Chiny, ZSRR, Japonia oraz Indie. Warto zwrócić uwagę na wyczyn tych ostatnich.
Nasz lądownik wylądował na południowym biegunie Księżyca
– podała Indyjska Agencja Kosmiczna. Południowy biegun pozostawał dotąd niezdobyty, jest zarazem bogaty w zasoby wodne i to właśnie tam upatruje się ludzkiej przyszłości na Srebrnym Globie.
II wyścig kosmiczny
Ze względu na odkrycie wartościowych złóż na księżycu, kraje z rozwiniętą technologią kosmiczną przyspieszają prace, które pozwolą na pierwszeństwo w ich wydobyciu. Wśród nich jest także USA, które w 2017 roku wdrożyło program Artemis i jego celem jest ponowne lądowanie na Srebrnym Globie (tym razem będzie to pierwsza kobieta oraz pierwszy nie-biały) w 2025 roku. Zadaniem misji ma być m.in. założenie bazy załogowej, która w przyszłości stanie się przystankiem ludzkości w drodze na Marsa. Równolegle podobne prace toczą się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Korei Południowej, Indiach oraz Japonii. II wyścig kosmiczny można uznać za rozpoczęty.