Dwadzieścia lat temu, Palikot zmęczonym wielkomiejskim życiem zapragnął ciszy i spokoju, gdzie nikt nie mógł go śledzić ani podsłuchiwać. Wśród starodrzewu zbudował cztery drewniane domy, przywołując ducha suwalskiej przeszłości. Kamienne piece, surowe drewno i cegła przywodzą na myśl minione czasy. Miejsce to oferowało mu azyl dla medytacji, pisania książek, a także kręcenia filmików na TikTok. - Był hojny, ale i megalomański. Zjeżdżały tu gwiazdy z całej Polski - mówi były pracownik. Domki dla gości, nadzwyczajne kolacje pełne podlaskich przysmaków i wybornych win zachęcały do odwiedzin.
Jednak czar prysł. Celebryci przestali odwiedzać posiadłość, a luksusy poszły w zapomnienie. Wieczorami, przy cichnącej muzyce, ostatni pracownicy odchodzili, zostawiając majątek pod opieką dwóch nocnych stróżów. Niegdyś tętniąca życiem posiadłość zaczęła obumierać.
Posiadłość podupadła. Wycena? Około 30 milionów złotych. Cztery domy, fotowoltaika, sady, staw i ogród — wszystko to dzisiaj cień samych siebie. - Nic nie jest remontowane, drewno niszczeje - mówi były pracownik z rozżaleniem. Wszystko co było wielką dumą i robiło wrażenie, to wspomnienie dobrych czasów.
Kilka dni przed zatrzymaniem Janusz Palikot odwiedzał jeszcze swoje włości, planując jesienne prace. - Był tu niedługo przed filmikami w telewizji, zbierał grzyby, grabił jabłka, chciał kisić kapustę na bigos. Nie zdążył - opowiada znajomy. Gdy kłopoty finansowe zaczęły narastać, jego żona, Monika, nie ukrywała wzruszenia: - Pani Monika rzadko już tu bywała, lecz gdy przychodziła, często się wzruszała. Chodziła po posiadłości zanurzona w myślach - zauważa były pracownik.
CZYTAJ: Palikot już w Sejmie nie płacił pracownikom. Rozmawiamy z byłymi posłami jego partii
NIŻEJ ZDJĘCIA POSIADŁOŚCI: