Zdaje się, że Tomasz Lis uporał się z ostatnimi problemami zdrowotnymi i postanowił zaangażować się w nowe projekty. Zgodził się także udzielić wywiadu Żurnaliście, znanemu ze swoich podcastów. Nie unikał odpowiadania na trudne pytania, w tym także tych związanych z jego życiem prywatnym. - Nie chciałem mieć nigdy żony od obiadów i nakładania kapci, dla której treścią życia byłoby oczekiwanie, aż mąż wróci z pracy. W związku z tym żonami moimi były kobiety silniejszej indywidualności. Uważam, że osoby wybitne – mówił dziennikarz.
Były redaktor naczelny „Newsweeka” ujawnił też nieco z tego, jak wyglądało jego małżeństwo z Kingą Rusin. - Byłoby błędem taktycznym i strategicznym, gdybym publicznie wchodził z Kingą w polemiki, ale nie mogę nie zauważyć, że jednak przez siedem lat życia obiady jadłem zawsze w stołówce, poza weekendami. A w weekendy jedliśmy razem w restauracjach – wyznał Tomasz Lis.
Dziennikarz przyznał, że nie uważa się za winnego rozpadu pierwszego małżeństwa. Zażartował nawet ze swojego rozwodu. - Oczywiście miałem refleksję pod tytułem "Tak, to porażka", jak jest porażka, to zawsze są dwie strony. Choć, jak mówi mądrość ludowa, zawsze są odpowiedzialne za koniec małżeństwa obie strony, czyli żona i teściowa – powiedział.
Koniec związku, zwłaszcza małżeńskiego, to zawsze smutny temat. Jak widać, Tomasz Lis zdążył się już pozbierać po rozstaniu z Kingą Rusin, a dziś patrzy na niego z dystansem. Czy jego była małżonka odniesie się do słów dziennikarza? Nie wiadomo, tym bardziej, że zdążyła ułożyć sobie życie z nowym partnerem.