Słynny noblista często bez ogródek wypowiada się na różne tematy. W książce „Wałęsa '80" były polityk zdradził, jaki naprawdę ma stosunek do kwestii wiary i umierania. Lech Wałęsa przyznał, że boi się samego „momentu przejścia” na tamten świat, ale jest na to przygotowany. – Jestem przygotowany, spakowany. Jak będzie trzeba, to raz, dwa i jedziemy. To jest oczywiste. Mam tam bliżej niż dalej – oznajmił i dodał – że nie boi się ewentualnego „Sądu”.
– Robiłem wszystko zgodnie z własnym przekonaniem i wiarą. A czy to było dobre, czy złe, to już nie ja będę oceniał – komentował Wałęsa, bo w jego ocenie „tam się wszystko rejestruje”.
Polityk stwierdził, że człowiek po śmierci po prostu staje przed bramkami, które prowadzą do nieba lub piekła. – Jeśli ktoś był dobry, automatycznie otwiera mu się droga do raju, ewentualnie do czyśćca. Jeśli nie, trafia do piekła. Inaczej by się tego nie dało zrobić. Za dużo roboty... – podkreślił.
Wspomniał także, że jest mu to obojętne gdzie zostanie pochowany, natomiast jeśli miałby już gdzieś spocząć, to woli, „żeby go spalili”. – Nie chcę, żeby mnie jadły robaki – mówił.
Były prezydent został też zapytany w wywiadzie o kwestię wiary. – No więc człowiek ustawił sobie to życie pod siebie, a nie pod Pana Boga. Cały problem polega na tym, że to nam jest Bóg potrzebny, a nie my Panu Bogu. Jesteśmy źle wychowani. Gdyby każdy dokładnie wiedział, jak powinny ustawić priorytety, to byśmy byli lepszymi ludźmi. A tak to żyjemy, jak byśmy Panu Bogu łaskę robili – przyznał Lech Wałęsa.
Listen on Spreaker.