Sposób na filmowców
Trudno nie myśleć o Oscarze jako synonimie życiowego sukcesu. Na pewno takiego sukcesu, o jakim marzył jego pomysłodawca, Lazar Meir. Na świat przyszedł w Mińsku 4 lipca 1882, a więc sto lat po ogłoszeniu Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych. Pochodził z ubogiej rodziny żydowskiej i jako dziecko wspólnie z rodzicami wyemigrował do Kanady. Początkowo życie nie było tam dla nich łatwiejsze. Dlatego już w wieku dwunastu lat Lazar rzucił szkołę, aby zacząć pomagać ojcu. Firma zajmowała się zbieraniem i odsprzedażą złomu.
Mając dziewiętnaście lat, wyjechał do Bostonu, gdzie pobrał się z córką koszernego rzeźnika. Po raz pierwszy mógł zacząć wtedy normalnie jeść i żyć. Pięć lat później zmienił imię oraz nazwisko na Louis B. Mayer i z 50 dolarami w kieszeni postanowił kupić podupadłą burleską w niedużym mieście. Otworzył w niej teatr, a biznes wypalił.
W ciągu kolejnych dwudziestu lat Lazar stał się najważniejszą osobą w Hollywood, równolegle sam nie cieszył się dobrą sławą. W niepublikowanych wspomnieniach Judy Garland pisała o nim:
to niesamowite, jak ci wielcy mężczyźni, którzy przez całe życie otaczali tak wiele wyrafinowanych kobiet, mogli zachowywać się jak idioci
Kochał władzę i uwielbiał pokazywać, że ją posiada. Na łożu śmierci mówił:
Odkryłem, że najlepszym sposobem radzenia sobie z filmowcami było wieszanie na nich medali… Gdybym dał im puchary i nagrody, zabiliby się, by wyprodukować to, czego ja chciałem. Dlatego powstał Oscar
Nie było transmisji pierwszej gali
Pierwsza ceremonia oscarowa odbyła się podczas uroczystej kolacji w Hollywood Roosvelt Hotel przy Hollywood Boulevard. Czyli tam, gdzie dzisiaj ma miejsce rozdanie Złotych Malin. Wielu mówi, że to najbardziej nawiedzony budynek Ameryki. Wówczas był zaledwie dwa lata po otwarciu i nikt nie spodziewał się, iż pół wieku później będzie można w jego wnętrzach spotkać ducha Marilyn Monroe.
O ile dzisiaj gali towarzyszy napięcie i do samego końca tylko nieliczni znają zwycięzców, o tyle 16 maja 1929 roku stanowiło to wiedzę powszechną. Gdyż listę laureatów ogłoszono trzy miesiące wcześniej. Wstęp kosztował 5 dolarów (równowartość dzisiejszych 80 dol.). Impreza trwała piętnaście minut, a prowadził ją Douglas Fairbanks. Czołowy aktor filmów z gatunku „płaszcza i szpady”.
W tym krótkim czasie wręczono czternaście z piętnastu statuetek – ostatnia z nich powędrowała w ręce niemieckiego aktora Emila Janningsa, który musiał wrócić do Europy przed ceremonią. Tym samym, nawet o nie wiedząc, został zdobywcą pierwszego Oscara w historii. Niewiele więcej mamy informacji o tym wydarzeniu. Znamy oczywiście nazwiska pozostałych nagrodzonych, lecz imprezie nie towarzyszyła żadna transmisja. I nie zachowało się z niej wiele fotografii. Pewien zaledwie posmak tego, jak wyglądała, wykreował Blake Edwards w komedii „Zachód słońca” z 1988 roku.
Tylko wygląda na złoto
Już w owych czasach większość filmów granych na świecie pochodziła z Hollywood. Był to oczywiście czas kina niemego, którego najjaśniejszymi gwiazdami byli Charlie Chaplin, Rudolph Valentino oraz polska aktorka Pola Negri.
Środowisko często stawało w ogniu krytyki. Ludzi bulwersowały szczególnie skandale obyczajowe ówczesnych gwiazd, a pracujący w branży walczyli o podstawowe prawa. Dlatego konieczne było stworzenie organizacji, która zrzeszałaby różne środowiska. Mary Pickford, aktorka i producentka, w Academy Bulletin pisała o Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej:
Jest to nasze otwarte forum, gdzie ludzie filmu reprezentujący wszystkie dziedziny, mogą się spotkać i konstruktywnie przedyskutować problemy, z którymi każdemu przyszło się mierzyć
Decyzję o ustanowieniu nagrody podjęto w 1928 roku, a wykonanie artdecowskiego projektu statuetki zlecono Austinowi Cedrikowi Gibbonsowi. Samą rzeźbę przygotował George Stanley. Do dziś niewiele się ona zmieniła. Trofeum ma około 34 cm i waży prawie 4 kg. Przedstawia postać z dwuręcznym mieczem, stojącą na rolce filmowej z pięcioma szprychami, które reprezentują pięć branż filmowych. Choć wygląda na złotą, jest zrobiona ze stopu cyny, antymonu i miedzi.
Masz ochotę na cygaro, Oscarze?
Wielu jest ojców i matek tego sukcesu, jakim stała się nazwa tej nagrody. Najczęściej powtarzaną wersję stanowi ta przywołująca anegdotę o Margaret Herrick, bibliotekarce i dyrektorce wykonawczej Akademii. Posążek przypominał jej ponoć wujka Oskara. To zresztą „oficjalna” legenda.
Zgodnie jednak z opowieścią aktorki Bette Davis, to jej należałoby przypisać nadanie imienia nagrodzie. Chciała ona w ten sposób uczcić swojego pierwszego Harmona Oscara Nelsona. Jeszcze inaczej zapamiętał to całe zamieszanie dziennikarz Sidney Skolsky, który w swoich pamiętnikach pisał, iż nadał statuetce to imię, aby z niej zażartować i przekuć tym samym balon snobizmu. A niewątpliwie unosi się on nad tą nagrodą jak wawelski smog.
Skolsky’iego zainspirował stary wodewilowy skecz, w którym komicy drażnili się z dyrygentem orkiestry:
Może miałbyś ochotę na cygaro, Oscarze?". "Publiczność zawsze wybuchała śmiechem na hasło Oscar. I tak zacząłem wystukiwać swój tekst…
– wspominał. Biorąc pod uwagę, że trzyma dwuręczny miecz, a palenie stało się niemodne, znalezienie odpowiedzi wydaje się łatwiejsze niż uzgodnienie jednej wersji zdarzeń. Grunt jednak, że nazwa się przyjęła.