Tomasz Lis już wiele razy zachęcał do wzięcia udziału zwołanego przez lider PO Donalda Tuska. 4 czerwca w Warszawie zaprasza wszystkich, którzy sprzeciwiają się drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwom oraz chcą wolnej, demokratycznej Polski. Data jest nieprzypadkowa – wtedy bowiem przypada rocznica pierwszych w naszym kraju częściowo wolnych wyborów w 1989 roku. Marsz ma się rozpocząć o 12:00 w alejach Ujazdowskich i przejść na plac Zamkowy.
Tomasz Lis co jakiś czas przypomina o tym wydarzeniu, zachęcając do udziału. Zaoferował nawet, że zafunduje pokoje w hotelu dla nielicznych chętnych. - Chcę zafundować 4 pokoje hotelowe z 3 na 4 czerwca, by chętni mogli uczestniczyć w demonstracji 4 czerwca. Proponuję, by skorzystali z tego słuchacze Radia Rebeliant – pisał jakiś czas temu.
Teraz po raz kolejny postanowił zmotywować Polaków do pójścia na marsz. – Kochani, widzimy się wszyscy za 10 dni. Kto nieobecny, ten za PiS-em. Poza sytuacjami losowymi. Grill to nieusprawiedliwienie. To kompromitacja – napisał na Twitterze.
Nie wszyscy jednak podzielą entuzjazm dziennikarza. Jeden z członków młodzieżówki Polski 2050 dał temu wyraz w komentarzu. - Mam z mojego miasta do Warszawy około 480 km. Mam wydać pieniądze na transport, zmarnować w trasie sporo czasu, iść na marsz, ostatecznie być wykończony energetycznie, aby udowodnić Panu, że jestem przeciwny PiS? – pyta na Twitterze.
- Tak byłoby najlepiej. Tyle chyba dla Polski można zrobić – odpisał mu Tomasz Lis.
Dla niektórych z pewnością to przesadne wymagania i zbyt kategoryczne postawienie sprawy. Dziennikarz jednak słynie z mocnych wypowiedzi, a widać, ze ta kwestia jest dla niego wyjątkowo wazna.