Złodzieje kieszonkowi to już plaga. Znają przyzwyczajenia pasażerów i wiedzą, jak wykorzystać ich nieostrożność. Zamyśleni w autobusie albo zaczytani na przystanku jesteśmy dla nich łakomym kąskiem. - Kobiety często mają otwarte torebki, a mężczyźni portfele i dokumenty wkładają do zewnętrznych kieszeni kurtki albo tylnej spodni.
Patrz: Za batonik do więzienia, a za pół miliona złotych już nie
Dla kieszonkowca to żaden problem, by przywłaszczyć sobie kosztowności podane jak na widelcu - mówi asp. Marcin Szymański z Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego Komendy Stołecznej Policji. Największą ostrożność należy zachować w ścisku w autobusach i przy bramkach w metrze.
- Niestety, świadkowie bardzo rzadko reagują, dlatego musimy liczyć przede wszystkim na siebie, a kiedy panuje ścisk, łatwo nie poczuć, że właśnie jesteśmy lżejsi o portfel. Torebkę najlepiej trzymać przed sobą albo mocno ściskać ramieniem. Nigdy też nie należy trzymać dokumentów, pieniędzy i telefonów w jednym miejscu - mówi asp. Szymański.
Policjanci przypominają, że kieszonkowcy to nie zakapturzeni mężczyźni z twarzami opryszków. Wyglądają tak jak my, potrafią doskonale wtopić się w tłum. Policja dobrze zna trasy warszawskich złodziejaszków i nieumundurowani funkcjonariusze starają się łapać ich na gorącym uczynku. Stołeczna komenda prowadzi także akcję "Nie daj się złowić", podczas której pokazuje, jak łatwo można paść ofiarą złodzieja i jak się przed tym uchronić.