koscioł

i

Autor: Damian Ryndak/Super Express

Bokser w amoku tłukł wiernego! Szczegóły makabrycznego zabójstwa w warszawskim kościele

2019-04-12 20:06

Tak dramatycznych scen mury tego kościoła chyba nie widziały! Marek T. (65 l.) przyjechał z żoną do parafii św. Augustyna na Woli wyspowiadać się przed Wielkanocą. Tuż po tej spowiedzi został na śmierć pobity przez – najprawdopodobniej naćpanego – boksera i rugbystę Jana B. (38 l.).

Marek T. w czwartek wieczorem wyszedł na chwilę z kościoła, gdy w przedsionku został zaatakowany przez rosłego i pełnego furii mężczyznę. - To bestia nie człowiek. Bił z ogromna siłą i tak zapamiętale, jakby był w jakimś szaleńczym amoku - opowiada Walenty Królak, proboszcz parafii św. Augustyna. Słysząc krzyki, na ratunek bitemu mężczyźnie wybiegł wtedy wikary - ksiądz Łukasz. Próbował odciągnąć napastnika, ale również został uderzony. Zdołał jednak wezwać policję. Kilka minut po brutalnym ataku na miejscu pojawiło się pogotowie ratunkowe i policjanci, którzy obezwładnili agresora. Okazał się nim Jan B. - sportowiec, rugbysta i bokser. - W trakcie policyjnej akcji stracił przytomność i konieczna była jego reanimacja. Nieprzytomny trafił do szpitala, gdzie jest pilnowany przez policjantów - mówi Sylwester Marczak z Komendy Stołecznej Policji.

Marek T. natomiast, mimo reanimacji, zmarł. Osierocił dwóch synów (jeden jest księdzem w Piasecznie). Prokuratura zleciła sekcję zwłok ofiary. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną śmierci były rozlegle obrażenia czaszkowo-mózgowe, powstałe w wyniku ciosów zadawanych przez napastnika – podsumowuje ten akt agresji Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Od napastnika pobrano materiał do badań na zawartość alkoholu i innych środków odurzających.

Dlaczego Jan B. zaatakował i to w kościele? Tego na razie nie wiadomo. - Nie było żadnych powodów, ani materialnych, ani religijnych, ani innych. To był bandyckim amok człowieka, który zabija kogoś, kto wchodzi mu w drogę – komentuje proboszcz Królak. - Znałem Marka T. od wielu lat. Nie było w nim ani trochę agresji. Przygotowywał się na spowiedź życia. To taki symboliczny akt męczeństwa – mówi Cezary Jurkiewicz, radny miasta i przyjaciel zabitego 65-latka.

Zszokowany wydarzeniami jest też kardynał Kazimierz Nycz. - Jeżeli człowiek nie może być pewny nawet w takim miejscu, do którego przychodzi po posługę religijną, to wielki znak zapytania, co się z naszymi czasami stało – komentuje metropolita warszawski.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki