W liczącym 1,5 tysiąca mieszkańców Zagościńcu pod Wołominem budowie kościoła parafii św. Ojca Pio przyglądają się wszyscy. Po pierwsze dlatego, że budynek, który powstaje od 2003 roku, będzie najwyższy w okolicy. Po drugie dlatego, że za budowę płacą sami, choć niekoniecznie z własnej woli. Ostatnio, chcąc nie chcąc, dołożyli się do budowy dachu, który ma być montowany w tym roku. Wszystko przez sprytny zabieg proboszcza.
Ks. Stanisław G. (45 l.) zorganizował w ubiegłą niedzielę uroczystą mszę z wmurowaniem kamienia węgielnego pod świątynię. Zaprosił biskupa, lokalnych oficjeli i mieszkańców. Rozdał im nawet koperty z zaproszeniami, po czym poprosił, by się na nich podpisali, włożyli do środka datki i złożyli je w niedzielę na tacy! W Zagościńcu zawrzało. - To zwykły haracz - utyskiwali mieszkańcy, ale karnie zapłacili. - Nie mieliśmy wyboru. Niedługo mamy chrzest i nie chcemy problemów - mówi młode małżeństwo, które ze strachu przed księdzem woli nie podawać nazwiska. Podobnie reagują zresztą wszyscy. - Ksiądz to straszny materialista - tłumaczy starsza pani. - Przed komunią sprawdzał w książce, czy dawaliśmy pieniądze na świątynię, tak jakby to był warunek dopuszczenia do sakramentu - opowiada jej sąsiadka. - Wszyscy dają, bo się boją. Podobno tylko dwie rodziny się postawiły - dodaje.
Proboszcz zaklina się, że nie patrzy na to, kto ile daje. - Wszystkich traktuję jednakowo. Za każdą złotówkę dziękuję i nikogo nie zmuszam - zapewnia ks. Stanisław. Jak mówi, kazał podpisać koperty, bo chciał odnotować kwoty w księgach, tak dla potomności. Na szczęście w końcu go olśniło, że to nie był dobry pomysł. - Dziękuję, że mi państwo to uświadomiliście. Faktycznie w tych sprawach trzeba taktownie - stwierdził.