Za transport odpowiadają armatorzy z żeglugi z Wyszogrodu i Bydgoszczy. Łącznie to 12 barek i 9 statków, płynących Wisłą z Gdańska do Stalowej Woli w odstępie dwóch dni. Pierwszy sznur barek przepłynął już przez Warszawę, kolejna część megaładunku dotarła do stolicy dziś.
Łańcuch holowników zatankował na wysokości Tarchomina i ruszył dalej w górę rzeki. To gigantyczne kontenery na pontonach. Wśród elementów są m.in. części kotła odzyskowego, stojan turbiny gazowej i generator Na pokładzie, dla bezpieczeństwa, jest też helikopter. Przy gigantycznym generatorze wygląda jak plastikowa zabawka. Łącznie barki transportują ponad 3 tysiące ton ładunku. - To na pewno największe przedsięwzięcie w moim życiu i historii mojej firmy. Prawdopodobnie nie było tak potężnego transportu Wisłą od czasów II wojny światowej, a na pewno nie było go od czasu zaniku żeglugi śródlądowej – mówi właściciel „Żeglugi Wyszogrodzkiej”, kapitan Jerzy Pielaciński, który kieruje ekspedycją. Ma doświadczenie. Już kilka lat temu transportował Wisłą do Warszawy elementy mostu Północnego.
Ponieważ duża część z transportowanych obecnie urządzeń do elektrowni to bardzo długie elementy, nie było innej drogi transportu jak Wisła. Choć wodniacy narzekają, że nie jest do tego kompletnie dostosowana. I nienależycie wykorzystana. - To dziś najtańszy środek transportu, jednak zupełnie bagatelizowany – zwraca uwagę kpt. Mirosław Kaczyński pływający od lat po Wiśle.
Ten specyficzny rejs nie obywa się bez problemów. Pierwszy transport utknął np. na kilka dni pod Płockiem z powodu niskiego stanu wody. Teraz płynie już bez przeszkód poruszając się w tempie energicznie idącego piechura.
Przygotowania do tej eskapady trwały ponad pół roku.