Lokatorzy z trzeciego piętra nie mają już nic. Dorobek całego życia przepadł w ogniu. Pożar prawdopodobnie został zaprószony przez dwóch robotników przeprowadzających prace budowlane na dachu. - To skandal! Nie mamy już niczego tylko dlatego, że dwóch partaczy postanowiło sobie zrobić balangę! - denerwował się pan Sławomir Gadzialski. Wraz z córką Anetą Bielecką (37 l.) przez kilka godzin koczował pod blokiem. - Nikt nam nic nie mówi! Urzędnicy nie zapewnili nam nawet szklanki gorącej herbaty! Jemy suchy chleb - mówiła łamiącym się głosem kobieta.
Przeczytaj koniecznie: Warszawa, Włochy: Pali się poddasze w bloku przy ulicy Flisa
Inni lokatorzy też załamywali ręce. - Nie wiem, kiedy nas wpuszczą. Od czterech godzin piszą te swoje raporty, a ja nie mogę nawet wejść na górę, żeby zobaczyć, co zostało z mojego mieszkania - niecierpliwiła się Alicja Słomczyńska (61 l.), która wraz z wnuczką Sandrą (9 l.) czekała pod blokiem.
Dopiero po godzinie 20 inspektor nadzoru budowlanego zdecydowała, że żaden z lokatorów nie może wejść do budynku. Podstawionym przez MZA autobusem ludzie zostali przewiezieni do hali sportowej przy ul. Rybnickiej. Tam będą czekać na dalsze decyzje władz dzielnicy. - Na razie nic nie wiemy - załamują się pogorzelcy.