- To wielka zasługa Pana Prezydenta. On zadbał o pamięć o powstańcach - mówi ze wzruszeniem major Edmund Baranowski (85 l.), wiceprezes Związku Powstańców Warszawskich.
W 2002 roku Lech Kaczyński złożył powstańcom obietnicę. Dał słowo, że placówka zostanie otwarta na 60. rocznicę wybuchu zrywu.
- To było w naszej opinii nierealne i nikt nie za bardzo w to wierzył. Przecież tyle lat walczyliśmy o powstańcze muzeum! Okazało się jednak, że prezydent Kaczyński danego słowa dotrzymał - ociera łzy major Edmund Baranowski (85 l.).
W nieczynnej od lat elektrowni tramwajowej u zbiegu ulic Grzybowskiej i Przyokopowej na Woli ziścił się najprawdziwszy cud. Kiedy Lech Kaczyński otwierał placówkę, ludzie przecierali oczy ze zdumienia. - Rozsypująca się rudera dzięki Panu Prezydentowi zmieniła się w najnowocześniejszą placówkę muzealną w Polsce, w której opowiedziana jest prawda o wydarzeniach 1944 roku. Po otwarciu muzeum Polacy zaczęli wreszcie zbiorowo czcić święta państwowe - dodaje zamyślony major Baranowski.
Przez sześć lat Muzeum Powstania Warszawskiego odwiedziły ponad dwa miliony ludzi.
- W dziewięćdziesięciu procentach odwiedzają nas ludzie młodzi, poniżej czterdziestego roku życia - przyznaje Jan Ołdakowski (38 l.), dyrektor placówki.
- Dzięki Muzeum Powstania nauczyli się szacunku dla bohaterów zrywu z 1944 roku i poznają tragiczną historię swojego miasta. Dla warszawiaków i tłumów przyjezdnych muzeum jest fenomenem - podkreśla wzruszony dyrektor Jan Ołdakowski.
Mieszkańcy już nie wyobrażają sobie krajobrazu stolicy bez muzeum na Przyokopowej. - To jedno z największych dzieł prezydenta Lecha Kaczyńskiego - mówi Grzegorz Koryciński (25 l.), prawnik. Takie samo zdanie ma emerytka Bożena Bolek (57 l.). - Teraz patrzę na muzeum i widzę Lecha Kaczyńskiego. To jest jego pomnik - mówi wzruszona.