Podczas posiedzenia aresztowego w sądzie przy ul. Kocjana Tomasz M. (53 l.) był niewzruszony. Z kamienną twarzą przyjął fakt, że sędzia zamknęła go na najbliższe trzy miesiące w areszcie. Bezwzględny psychopata i tak ma szczęście. Bo choć tuż przed podpaleniem groził swojej ofierze, że ją podpali i zabije, to w sądzie nie będzie odpowiadał za usiłowanie zabójstwa.
Przeczytaj: Policja rozpracowała gangi strażaków-podpalaczy z Murzynowa i Goraja
Prokurator postawił mu jedynie zarzut kierowania gróźb karalnych wobec swojej byłej partnerki Edyty Mrówczyńskiej (45 l.), podpalenia jej mieszkania, spowodowania pożaru oraz narażenia całej jej rodziny na śmiertelne niebezpieczeństwo, za co grozi 5 lat odsiadki.
Dlatego pani Edyta nie wierzy już w moc wymiaru sprawiedliwości. - Teraz go zamknęli, a za trzy miesiące znowu go wypuszczą? - pyta.
Jej obawy są słuszne, bo Sąd Rejonowy dla Warszawy-Żoliborza, który wczoraj aresztował 53-latka, już raz zadecydował o jego wypuszczeniu, choć było wiadomo, że Tomasz M. to człowiek nieobliczalny.
Zobacz też: Lubin: GPS zaprowadził go na bagna, interweniowała straż pożarna
- Wcześniej zastosowaliśmy wobec oskarżonego środek zapobiegawczy w postaci dozoru policji, zobowiązując go do stawiennictwa w jednostce policji raz w tygodniu, połączony z zakazem kontaktowania się z pokrzywdzonymi i zbliżania się do nich na odległość mniejszą niż 100 metrów oraz przebywania w pobliżu i w ich miejscu zamieszkania - przyznaje Agnieszka Domańska z Sądu Okręgowego w Warszawie.
- To jest jakaś kpina! Z dorobku mojego życia zostały tylko zgliszcza - mówi rozgoryczona pani Edyta.