Prywatna lecznica - cztery budynki ze szklanymi łącznikami - miała stanąć przy ul. Szwedzkiej. Uczelnia Warszawska kupiła ten zabytkowy i zrujnowany teren od wojska za 30 mln zł. Jednak mimo jej dwuletnich zabiegów, stołeczni urzędnicy nie wydali dotąd decyzji o warunkach zabudowy. Przedsięwzięcie zablokował stołeczny konserwator zabytków. Rektor uczelni dr Mirosław Cienkowski (44 l.) nie był w stanie spełnić jego żądań.
W poniedziałek otrzymał pismo, w którym konserwator Piotr Brabander podważył dotychczasowe ustalenia. Uważa, że planowany 25-metrowy budynek jest za wysoki, choć i miejskie biuro architektury, i wojewódzki konserwator dopuszczają taką wysokość. Jego zdaniem szpital w takim kształcie "wpłynie negatywnie na walory zabytkowe" tego rejonu. - Jestem załamany. Po dwóch latach stanęliśmy w punkcie wyjścia. Inwestorzy powinni omijać Warszawę szerokim łukiem, jeśli są tak traktowani - komentuje rozżalony rektor.
Zobacz: Kora CHORA NA RAKA : W szpitalu walczy ze śmiertelną chorobą [ZDJĘCIA]
W akcie desperacji postanowił zwrócić uwagę na tę sytuację w niekonwencjonalny sposób - głodówką. Wczoraj w baraku dawnej stalowni przy Szwedzkiej protestujący zainstalowali łóżka i prowizoryczne ogrzewanie. Oplakatowali budynek. - Będziemy tu siedzieć, aż urzędnicy uznają swój błąd i wydadzą odpowiednie dokumenty, by szpital mógł tu powstać - mówi Anna Skłucka (39 l.) jedna z protestujących.
Ich desperacja już odniosła skutek. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz (62 l.) zainteresowała się sprawą i nakazała ją wyjaśnić. - Nikt nie chce blokować tej inwestycji. I nie chodzi tylko o wysokość szpitala. Chodzi o to, by były wykonane analizy, jak ten nowy budynek wpłynie na otoczenie całości rejonu ul. Szwedzkiej - wyjaśniał po południu rzecznik Ratusza Bartosz Milczarczyk (34 l.). Zapowiada, że w ciągu kilku dni dojdzie do spotkania konserwatora z inwestorem.